Siły chaosu i Świat Porządku
linki znikają, potem archiwaum płatne, więc przytoczę ten felieton ze Światecznej Wyborczej (5-6 sierpnia 2006) w całości. Pogrubię tylko to, co moim zdaniem najcelniejsze...
Thomas L. Friedman, "New York Times" 05-08-2006,
Z niewielkiego artykułu w "Jerusalem Post" dowiedziałem się, że izraelska firma telekomunikacyjna Bezeq instaluje w schronach położonych na północy kraju szybki internet. Izraelczycy mogą teraz korzystać z sieci przeczekując w ukryciu ataki rakietowe Hezbollahu.
Odczytałem to doniesienie w dwojaki sposób. Z jednej strony dostrzegłem w tym symbol odporności Izraelczyków i ich nieograniczonej zdolności adaptowania się do warunków wojennych. Z drugiej strony wygląda mi to nieświadomy wyraz czegoś, co ludzie zaczynają tu odczuwać - otóż nie jest to zwyczajna wojna i niewiele wskazuje na to, by miała się ona szybko skończyć.
Większość państw arabskich pogodziła się już z istnieniem państwa Izrael, sprowadzając toczony z nim spór do dyskusji na temat przebiegu granic, a tu nagle wspierany przez Iran i uzbrojony w 1,2 tys. rakiet szyicki Hezbollah wysyła komunikat, że granice nie mają większego znaczenia, bo Izrael powinien po prostu zniknąć z mapy świata.
Dlatego w głosie moich izraelskich przyjaciół wyczuwam bezwarunkowe poparcie dla działań rządu i niemal ulgę płynącą z oczywistej natury tego konfliktu i jednoznacznego prawa Izraela do samoobrony. Zarazem jednak daje się odczuć wściekłość, że naprzeciw wojsk izraelskich stoi Hezbollah, który z konfliktu terytorialnego chce uczynić wojnę religijną.
Hezbollah zbudował w Libanie państwo w państwie, mimo że formalnie wchodzi w skład libańskiego rządu. Przypisał też sobie prawo do podjęcia samodzielnej decyzji o ataku na Izrael, czym wystawił na odwet ze strony sąsiada cały naród libański. Co więcej, nie będąc w żaden sposób sprowokowany, naruszył uznawaną przez ONZ granicę Izraela.
Nie mamy tu do czynienia z kolejną wojną arabsko-izraelską. Konflikt ten dotyka samych podwalin porządku międzynarodowego, czyli granic i suwerenności. Ich erozja może poważnie zachwiać naszym globem.
Niestety, Liban okazał się zbyt mało spójny wewnętrznie, by kontrolować Hezbollah. Jedynym sposobem na trwałe rozwiązanie jest zatem utworzenie przez Świat Porządku, przez który rozumiem nie tylko kraje zachodnie, ale także Rosję, Chiny, Indie, Egipt, Jordanię i Arabię Saudyjską, sił międzynarodowych. Ich misją byłoby doprowadzenie na granicę z Izraelem armii libańskiej, a następnie chronienie jej przed atakami Hezbollahu.
Nie mówię tu o siłach pokojowych ONZ. Mam na myśli siły międzynarodowe takie jak te, które oswobodziły Kosowo. Powinny one mieć jasno określone prawo do interwencji i składać się z dobrze uzbrojonych żołnierzy z, dajmy na to, Francji, Rosji, Indii i Chin, z którymi Iran i jego sojusznicy nie będą mieli ochoty walczyć.
Nic nie powstrzyma panoszących się w Libanie sił chaosu lepiej niż Świat Porządku wspomagający demokratycznie wybrany rząd libański w rozszerzeniu jego władzy aż po granice kraju. - Zbyt często napaści Hezbollahu spotykają się z reakcją lokalną, choć mają skutki globalne - mówi Gidi Grinstein kierujący pracami izraelskiego ośrodka analitycznego Reut. - Tego rodzaju organizacje można pokonać tylko wtedy, gdy ich działania o konsekwencjach globalnych spotkają się z równie globalną reakcją - dodaje.
Niestety, globalne siły porządku są dziś w rozsypce. Dzieje się tak po części za sprawą Chin, Rosji oraz trawiącej Europę urazy i zazdrości wobec USA, a po części w wyniku głupiego podejścia Busha uważającego, że jednostronne interwencje USA są ważniejsze niż wspólne działania podejmowane na mocy globalnego konsensusu.
Nadszedł czas, by Świat Porządku zaczął działać razem. Ta wojna nie jest sprawą tylko Izraela. George Bush i Condoleezza Rice muszą sobie uświadomić, że Syria sama z siebie nie wywrze na Hezbollah presji, by ten - odwołując się do pamiętnych słów prezydenta Busha - "przestał brnąć w to g...o".
Przed ekipą Busha stoi zadanie zmontowania koalicji Świata Porządku. Siły chaosu - Hezbollah, al Kaida i Iran - są geopolitycznym tsunami, któremu musimy się wspólnie przeciwstawić.
Tłum. Maciej Kositorny
Copyright 2006 The New York Times News Service
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz