29 kwi 2009

22 lipca 1970 roku... GDY ŻYŁY DINOZAURY (16)

Świeto Lipcowe obchodziło się w PRL niemal tak uroczyście, jak Święto Pracy. Dzień był wolny, choć na szczęście nie było obowiązkowego pochodu. Tak bywało w kraju, ale my byliśmy w Związku Radzieckim, dlatego wcześniej postanowiliśmy, że w odpowiednim momencie, przed samym 22 lipca, z zaskoczenia oznajmimy, że jest to święto narodowe ludowej ojczyzny i dlatego nie możemy skazić go pracą w błocie! Przyjemność wywalczenia takiego przywileju została nam odebrana przez towarzyszy radzieckich, którzy kilka dni przed terminem oświadczyli, że oni „znajut, czto etot dień eto priazdnik wazrażdienija narodnoj Polszy” i oczywiście będzie on wolny od pracy a nawet zorganizowane zostaną uroczyste obchody!

Prazdnik w komuniźmie to nie tylko opieprzanie się ale i różniste atrakcje. Rosjanie powiadomili, że w sowchozie zostanie wydany uroczysty obiad w świetlicy oraz akademia ku czci, w sali widowiskowej. W sprawie menu towarzysze przeprowadzili wywiad, co byłoby smakołykiem zadowalającym polskich druziej. Rozbawiło mnie to wypytywanie, po dwóch tygodniach karmienia nas nędznym i mało urozmaiconym jedzeniem. Rosjanom trzeba było długo tłumaczyć, co to jest ten „schabowy”, o którym opowiada każdy zapytany Polak i jak się go przyrządza. Nie znali takiego kawałka mięsa i nie jadali go w takiej postaci. Ostatecznie osiągnął on formę kawałka dość tłustej wieprzowiny, solidnie wysmażonej na tłuszczu.

Kolejne pytanie dotyczyło wypitki! To pytanie zdumiało nas jeszcze bardziej! Przecież od pierwszego dnia obozowego żywota poddani byliśmy surowej prohibicji. „Suchoj zakon” dotyczył każdego alkoholu, włącznie z cienkim piwem. A tu takie bezpośrednie pytanie? I kolejne zdziwienie Rosjan – po co grzać to wino przed wypiciem? I jeszcze dodawać do niego goździki i esencję herbacianą? Jakoś to przyjęli do wiadomości, zwłaszcza po oznajmieniu, że dobrze też dodać trochę spirtu. Skończyło się na tym, że kupili skrzynkę białego wina wytrawnego. Grzaniec wyszedł wielce oryginalny – nigdy przedtem takiego w Polsce nie próbowaliśmy! Nigdy potem też...

Alkoholowych niespodzianek było więcej. Gdy już znaleźliśmy się w sali biesiadnej sowchozu Szuszary, przy dwóch długich stołach, połączonych krótkim dla oficjeli, okazało się, że przy każdym nakryciu stała ćwiartkowa butelka wódki, tak zwana „czikuszka”. Dla Rosjan na jeden dobry raz. Nasi koledzy, którzy pomagali przy zakupach i rozstawianiu napojów na stołach, poddali je wyprzedzającej degustacji, co szybko się okazało.Sławciu siedział naprzeciwko nas. Patrzyłem na niego akurat w chwili, gdy zasłużony sowchoźnik zaczął przemowę powitalną. Pierwsze zdanie zapiętałem na zawsze, bo opowiadałem je później setki razy.

„Ja oczień rad, czto polskije studienty prijechali pomagat’ stroit’ nasz sowchoz, potamu, czto ja DWA raza oswabażdał Polszu – w tridcat’ diewjatom i sorok piatom”! Sławciu poczerwieniał, wybałuszył oczy i już chciał coś palnąć bez namysłu, ale Rysiek zdołał go jakoś uciszyć w ostatniej chwili przed wywołaniem incydentu międzynarodowego. Marynarka sowchozowego aktywisty obwieszona była imponującą kolekcją medali, brzęczących cicho z dumy.

Obiad minął szybko, buteleczki starczyły na kilka zaledwie toastów, już nie tak pełnych szczerej radości wyzwoleńczej. Wieprzowina była za tłusta, ziemniaki za chude, więc efekt był średni. Po obiedzie przeszliśmy do świetlicy, która okazała się dużą salą widowiskową z małą scenką. Tu odbył się koncert pieśni wojennych i partyzanckich w naszym wykonaniu. Przy pianinie zasiadł Leszek, a trio wokalne stanowiłem ja, Zbyszek i Sławciu między nami, dobrze napity lecz niewyżyty. Ukradł nam imprezę swoją swobodną pijacką choreografią. W końcu trzymaliśmy go za dłonie, więc już tylko przytupywał miarowo do wiązanki pieśni, głównie legionowych! Myślę, że słów „bolszewika goń, goń, goń” nie używaliśmy, choć powód mieliśmy zupełnie świeży...

Nadszedł wieczór a z nim impreza taneczna w naszej stołówce obozowej. Usunięto z niej stoły a ławy ustawiono pod ścianami. Za przepierzeniem kuchennym podgrzewano wino, zdrowo zaprawione spirytusem. Muzyka wydobywała się z telewizora, który robił za wzmacniacz i głośnik, więc jego ekran dawał sinawą poświatę po drewnianym wnętrzu. Dźwięk był głośny i charkotliwy. Jeden z Rosjan przytargał z domu toporny magnetofon szpulowy, na którym miał kolekcję nagrań z radia Helsinki, więc zdarzały się nawet przeboje nam znane. Do tańczenia nasz obozowy woźnica przywiózł bryczką kilka sympatycznych Czeszek z łagra po sąsiedzku a gromadka Niemek z kolegami dojechała autobusem z dalszej odległości. Ci ostatni ubrani byli w gustowne błękitne koszule FDJ, które widać udawały zupełnie dobrze kolor brunatny, dawniej bardziej popularny.

Jeden z Wolnych Niemieckich Młodych, po wypiciu odpowiedniej objętości polskiego grzańca, ośmielił się i zaczął narzekać na błoto w miejscu pracy. Przyłożył dłoń pod kolano, mówiąc „bołota stolko” a potem nad kostką, dodając „a sapagi stolka”, co pokazywało dokąd sięga błoto, a dokąd trzewiki. Pokiwaliśmy głowami współczująco, domyślając się, że potulni enerdowcy nie wywalczyli obuwia roboczego w postaci gumiaków. Pocieszyłem ich fałszywie, mówiąc, że ich ojcowie i dziadowie próbowali dostać się do Leningradu siłą, a im udało się to w sposób pokojowy, więc co tam błoto! Chyba ich to nie przekonało, bo się tylko skrzywili. Znowu ta nasza „polskaja forma jumora”.

Po północy zabawa stała się demoniczno-paranoiczna. Komandir i komisar spili się jak świnie, cała reszta trochę mniej, ale też ostro. Byłem akurat przy drzwiach, gdy grubo po północy się otworzyły i w progu stanęli, znani mi już z dwu wizyt, towarzysze naczalstwo leningradzkiego Komsomołu. Byli przecież zapraszani na oba zebrania poświęcone osądzeniu naszych koleżanek radzieckich, które złamały zakaz picia alkoholu! Weszli wolno, starając się przyzwyczaić wzrok do niemrawej sinej łuny, bijącej z migoczącego ekranu telewizora. Po dłuższej chwili zauważył niespodziewanych gości komandir i przytoczył się do zdegustowanych, trzeźwych bonzów. Próbował ich obejmować na niedźwiedzia i obcałowywać, ale oodsuwali się z odrazą. Delegacja szybko się zmyła, przed odjazdem zdążyła jednak na uboczu zdrowo obsobaczyć obozową kadrę.

Następnego dnia komisar od samego rana, skacowany i zapłakany, pisał samokrytykę oraz rezygnację. Odwołano go zaraz po naszym wyjeździe, o czym dowiedzieliśmy się z kartki od Iriny. Komandir też wyleciał. Rosjanie nie powinni zbyt mocno świętować wyzwalań Polski, bo nie wychodzi im to na zdrowie...

23 kwi 2009

PiS łże!

WYROK WS. KONTROWERSYJNEGO SPOTU PIS

Sąd zakazał emisji spotu PiS




Prawo i Sprawiedliwość musi wycofać sporny spot wyborczy i przeprosić Platformę Obywatelską na antenie pięciu kanałów telewizyjnych. Warszawski sąd okręgowy w trybie wyborczym przychylił się do pozwu PO, wyrok nie jest jednak prawomocny.
Sąd zdecydował, że PiS musi zaprzestać nie tylko emisji spotu, ale i w terminie 48 godzin zamieścić płatne ogłoszenie na antenie TVN24, TVN, TVP1, Polsat News i Polsat, w których przeprosi PO i wycofa się z treści spotu.. Komitet Wyborczy PiS musi zamieścić ogłoszenie także na stronach internetowych pis.org.pl, gazeta.pl i dziennik.pl. PiS został też obarczony kosztami postępowania w wysokości 377 złotych. To pierwszy pozew w trybie wyborczym w tegorocznej eurokampanii.

PiS: Kwoty podaliśmy za mediami

Pełnomocnicy obu stron podtrzymali przed sądem swe stanowiska. PO przekonywała, że w spocie zostały podane nieprawdziwe informacje na jej temat i domaga się m.in. przeprosin.

Według PiS, spot nie zawiera jakichkolwiek nieprawdziwych informacji. Pełnomocnik partii zastrzegał jednak, że kwoty pojawiające się w spocie podane zostały za mediami.

Zdaniem pełnomocnika PiS, sprawa nie powinna być rozpatrywana w trybie wyborczym, bo - jak mówił - spot nie jest materiałem wyborczym w rozumieniu ordynacji do Parlamentu Europejskiego. Przedstawiciel PiS wniósł o oddalenie pozwu.

"By żyło się lepiej. Kolegom"

Platforma żądała, aby sąd zakazał PiS rozpowszechniania spotu "Kolesie", w którym zarzucono PO, że dba tylko o interesy własnych działaczy i ich rodzin, zamiast pomagać np. upadającym stoczniom.

Reklamówka nawiązuje m.in. do przedwyborczego hasła PO: "By żyło się lepiej. Wszystkim". Jednak w miejsce słowa "Wszystkim" pojawia się czerwony prostokąt ze słowem "Kolegom".

PO domagała się też, aby PiS zaprzestało rozpowszechniania - nieprawdziwej jak podkreśla Platforma - informacji, jakoby rząd PO załatwił zlecenia firmie senatora Tomasza Misiaka i żonie ministra skarbu Aleksandra Grada. PO skarży też PiS za wypowiedzi o tym, że prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz przyznała swoim urzędnikom nagrody w wysokości 58 mln zł.

PO żąda także od PiS przeprosin (w formie płatnych ogłoszeń) za "naruszenie dobrego imienia Platformy i wprowadzenie w błąd wyborców" na antenie TVN24, TVN, TVP1, Polsat News i Polsat.

tka/tr

Podałem w całości wiadomość tvn24:
http://www.tvn24.pl/12690,1596936,0,1,pis-ukarany-za-kolesi,wiadomosc.html
niech się dowie jak najwięcej ludzi!

12 kwi 2009

Koty też...


lubią święconkę!

11 kwi 2009

A L L E L U J A


SMACZNEGO

pasztet

pasztet po upieczeniu

pasztet przed upieczeniem

PISANKA światowa sprzed lat


10 kwi 2009

Bydgoski PiS nie może przełknąć!

Bydgoski PiS nie może przełknąć, że "jedynkę" na ich liście dostał nagle Ryszard Czarnecki.

Taką wiadomość wytłuścił dziś papierowy "Dziennik". Szkoda, że w eDzienniku już tego zdania nie ma. Jest za to inny fragment:

W ostatniej chwili "jedynkę" dostał tam Ryszard Czarnecki. Przez kilka miesięcy miejsce to było zarezerwowane przez prezesa Kaczyńskiego dla Kosmy Złotowskiego. "Gdy wyjeżdżałem w środę wieczorem z Warszawy, naszym kandydatem był Złotowski, a gdy dojechałem do domu już Czarnecki" - żali się Wojciech Mojzesowicz szefujący PiS w Bydgoszczy. I dodaje zdenerwowany: "Za stary jestem na takie numery, zastanawiam się, co dalej".

Dziwi mnie zdenerwowanie Wojciecha. Taki stary weteran trzech partii nie powinien się dziwić. W końcu Ryszczar jest większym weteranem od niego. O jakieś kolejne trzy partie. Kosma zaliczył łącznie cztery, ale zaczynał w PC! Jest więc "korzennym" pisowcem. I jest z Bydgoszczy. Syn tej ziemi! A komu musi ustąpić?


Marionetkowemu kogucikowi na dachu, zawsze ustawiającemu się tam, gdzie tłusto karmią i suto płacą. Wiernemu pochlebcy. Wiernemu krótko, akurat na tyle, by sobie znaleźć kolejnego opiekuna. Na rok, dwa, trzy. Byle pływać, byle nie utonąć w bajorze polskiej polityki, która dzięki takim "politykom" jest właśnie takim bajorem!

Tfu! PiS dużo potrafi przełknąć, każdą durnotę prezia i jego janczarów. A w Bydgoszczy się zadławił! I nie może przełknąć...

Na koniec smaczek - głos samego "bohatera", umieszczony na jego słynnym albo osławionym blogu:
"Najkrótszy blog roku - o kilku województwach. Ziemia Kujawsko-Pomorska - wielkie wyzwanie, Ziemia Dolnośląska - sentyment, Ziemia Lwowska - tęsknota, Ziemia Wielkopolska - przykrość. To takie "geograficzne" podsumowanie dnia..."
Od siebie skwituję, że ten sentyment do Ziemi Dolnośląskiej jest zupełnie nieodwzajemniony przez Ziemię!

6 kwi 2009

Bojkotujmy TVP

2009-04-06,

List Krzysztofa Krauzego* do widzów telewizji publicznej

W telewizji publicznej miał miejsce brunatny przewrót. Telewizja została zawłaszczona przez byłych neonazistów i wszechpolaków. Dziś jej społeczną misję realizują ludzie, których zapewne nie wpuścilibyście do domu. Ale mimo to są w Waszych domach. Każdego dnia przez kilka godzin, od momentu, kiedy włączacie telewizor. Selekcjonują dla Was informacje, wpuszczają na antenę ludzi, za których Polska musi się wstydzić. Układają "zdrowy moralnie" program. Tak czynią i będą tak czynić, dopóki nie powiemy im: Stop!

Wszystko, co się stało w telewizji publicznej, stało się w majestacie prawa, przez drzwi kancelarii prawniczych. Mam nadzieję, że taki jest powód milczenia czołowych, cieszących się największym społecznym zaufaniem polityków. Jestem przekonany, że jest to tylko chwilowa konsternacja. Bo nie wierzę, że w tym milczeniu jest zgoda na antysemityzm, ksenofobię, homofobię. Prawda, Lechu? Prawda, Donaldzie? Prawda, Radku?

Drodzy Widzowie i Telewidzowie, milczenie polityków z niczego nas nie zwalnia. Odwrotnie, zobowiązuje do coraz głośniejszego protestu. Dlatego oświadczam, że przyłączam się do bojkotu mediów publicznych. Nie pojawię się w Waszych domach na ekranie, nie sięgnę po telewizyjne pieniądze (filmów nie muszę starać się zatrzymywać, bo po tym liście same znikną z planu emisji). Zapewne długo się nie zobaczymy, ale kiedy się spotkamy, będziemy mogli spojrzeć sobie w oczy. W gruncie rzeczy nie mamy nic poza własnym życiorysem.

Moi Drodzy, przyłączam się do bojkotu i Was namawiam do tego samego. Namawiam, żebyśmy 3 maja nie oglądali telewizji publicznej. Przyznacie, że to dobra, symboliczna rocznica. Zróbmy sobie taki egzamin z demokracji. Po wynikach oglądalności zobaczymy, ile jesteśmy warci. Przy tej okazji proszę internautów, przyłączcie się. Pomóżcie wypromować tę akcję! Może przebijemy się do świadomości polityków. Spróbujmy ich zawstydzić. I przy okazji wszystkie organizacje życia publicznego, które nabrały wody w usta. Nie wyłączając z tego środowisk twórczych.

Na koniec sprawa o znaczeniu fundamentalnym. Czytam rozmaite diagnozy dzisiejszej choroby mediów publicznych. Wszyscy upatrują początku nieszczęścia w egzotycznej poprzedniej koalicji. Wszyscy winią o to Jarosława Kaczyńskiego. Zaprosił Ligę Polskich Rodzin do koalicji, a kiedy ją zerwał, było już za późno. Rak zaczął się rozwijać, brunatni kolesie pociągnęli kolesiów i dziś mamy to, co mamy. Niestety, to tylko część prawdy. PiS zaledwie wykorzystał sytuację, którą stworzyliśmy my sami. To my dopuściliśmy, żeby przedstawiciele Ligi znaleźli się w parlamencie. My wszyscy - z prawa, lewa i ze środka.

We współczesnym świecie istnieją mechanizmy, które wycięłyby Ligę już na starcie. Istnieją konstytucje demokratycznych państw, które uniemożliwiają dostęp do parlamentu ludziom, których poglądy i działania zmierzają do ograniczenia demokracji.

Poddaję to pod rozwagę tym wszystkim, którym leży na sercu nasz wspólny los. Zastanówmy się nad prawnymi regulacjami. W przeciwnym razie cyniczna lekcja, jaką dała nam Liga Polskich Rodzin, pójdzie na marne.

Dodam do tego swój własny komentarz. Od czasu zdobycia TVP i przemianowania jej w TVPiS przestałem płacić abonament. Od chwili pałacowego przewrotu wśród gangsterów politycznych i zdobycia tronu przez postfaszystę Farfała nie płacę w dwójnasób. To mój bojkot. Jak się do tego mają ostatnie sejmowe bąknięcia o tym, że co prawda abonament to podatek bezprawny, bo nienałożony przez parlament, ale zapłacić całą zaległość trzeba, bo jak nie to sejm zmusi do ściągnięcia skarbówkę, a ta jest sprawna w ściąganiu opłat należnych i nienależnych także! Jest w tym durnowata dwoistość, tak charakterystyczna dla tego, co nas otacza...

A może rozwiązaniem byłoby płacenie na zablokowane konto w banku, które może być uruchomione na finansowanie telewizji publicznej? Naprawdę publicznej...

Z OSTATNIEJ CHWILI (8 kwietnia 2009 r.):
„Potrzebna jest refleksja nad tym co się dzieje w TVP”, a nie walka za pomocą inwektyw. – TVP grozi załamanie finansowe i nie wiadomo, czy spółka to przetrwa – mówił Bosak (były poseł LPR, a obecnie członek rady programowej TVP), wskazując na malejące wpływy z abonamentu, co przekłada się m.in. na masowe zwolnienia.
Dziwne te masowe zwolnienia, gdy masowo przyjmuje się LPRowców z wszechpolackim rodowodem...

DYPLOMATOŁECTWO

Błazenada godna Talleyranda albo Machiavellego... rodem z zapóźnionego pegeeru!

Tyle mam do powiedzenia o ostatnim popisie myślicieli z Platformy, którzy powinni pracować na wiertniczej, a nie obywatelskiej. Przesłanie świstka, podpisanego przez zastępcę aplikanta sekretarza zastępcy dyrektora wiceministra, jako instrukcji RZĄDOWEJ dla PREZYDENTA, jest hucpą, która budzi obrzydzenie! I to TACY politycy chcieli kierować NATO?

Stan osłupienia i niesmaku pogłębiony jest do dna późniejszym nagłośnieniem tych szczegółów kuchni politycznej, godnej podrzędnej jadłodajni na skraju Trzeciego Świata. "Miałeś żeś pan opóźniać!" pouczają rude Makiawele. "To się nadaje do Trybunału Stanu!" syczą łyse Taniegrandy.

Popis! PO+PiS = taki popis! Prezydent PiSu nie dogadał się z premierem PO, bo zamiast bezpośrednio, w cztery oczy, gębowo, bawiono się w jakieś świstki, zastanawiając się, czy nazwać je "instrukcją", "sugestią" czy innym dyplomatycznym wyrazem!

To właśnie o TAKIEJ dyplomacji Bartoszewski mówił DYPLOMATOŁECTWO!!!

4 kwi 2009

"Akt wiary"

Wypada znowu podziękować za reklamowanie chamopola. Ponieważ jednak to ja wyciąłem trzy niezwykle cenne komentarze płodnego autora, obrońcy swobód komentatorskich, co spowodowało jego reakcję pisaną, to ktoś mógłby uznać, że jest to forma prowokowania do reklamy...

P O D Z I Ę K O W A N I A
Panu Referentowi Bulzackiemu uprzejmie dziękuję za łaskawą reklamę chamopola, poprzez wzmiankę w tekście "Auto da fé (3)*". Komentatorom tamtego tekstu dziękuję za uwagi poświęcone joteszowi, choć prawdę pisząc, nie naliczyłem ich wiele...

Oto obszerny fragment, poświęcony (?) chamopolu:

Nic bym też, prawda, już nie pisał, bo generalnie zamierzam iść w kierunku raczej niepisania, niż pisania, gdyby nie niezwykłe zniknięcie moich wybitnych komentarzy na pewnym niezwykłym blogu.

Wycinanie komentarzy przez gospodarza bloga jest dobre i piękne. Bardzo mi się to podoba, jestem zdania, że są chwile, kiedy nie można nie wyciąć. Co prawda sam zazwyczaj nie wycinam, ale – oczywiście – cały czas mnie korci. Z trudem się powstrzymuję. Inaczej ma się rzecz z komentarzami, które “to są doskonałe komentarze, proszę pani” (by L. Maleszka). Wycięcie takiego komentarza jest zwykłym bandytyzmem (zamierzona przesada) i kurewstwe[...] (jest jak miało być). Taki los spotkał mój “to są doskonałe komentarze, proszę pani”. Sam się o to, poniekąd, prosiłem, prawda… “Nie zadawaj się z hołotą – mówiła matka. – Będziesz potem żałował”. Ale co tam, człowiek najbardziej uczy się na błędach. Na usprawiedliwienie dodam, że notka nie jest o wycinaniu, ale o poniekąd niejakim zjawisku, prawda, o którym za moment…

W swoim “to są doskonałe komentarze, proszę pani” opisałem wędrówkę po blogosferze, gdzie moim cicerone został Jacek Jarecki (sorry Alga), a cudną Beatrycze niespodziewanie okazał się tajemniczy ideogram WO (c[...]uj wie, co to jest, obrazek wygląda jak ściągnięta dżdżownica z wielkim łbem). Przeczytałem tekst Jareckiego wlazłem do tego WO, potem do tzw. rebeliantów, a na koniec, prawda, trafiłem na chamopole (nomen omen).

Tekst autorstwa Jareckiego zmilczę, bo jak zwykle nic nie trzyma się tam kupy. Za dużo samogłosek. Ten WO doczytałem do linki na tzw. kwaterę tzw. rebeliantów. Z tejże tzw. kwatery, prawda, przeszedłem na chamopole i to jest, prawda, czad. Wata cukrowa, cukier, burak, czerwona gęba… Pardą, nie mogłem się powstrzymać przed ciągiem; natręctwo albo demencja prekoks.

Wracając jednak, prawda, do tematu, żeby poniekąd nie przeciągać, trafiłem w miejsce, gdzie przebywał jakiś emisariusz obrońców wolności słowa i tolerancji, wysłannik komisji skrutacyjnych i komisji inspekcyjnych znających się na blogowych regulaminach, niezależny i niezłomny komentator absurdów czwartej erpe (w skrócie IV RP), coś tam coś tam kronikarz (mega kronikarz, czyli kronikator). Wpisałem swój “to są doskonałe komentarze, proszę pani”, gdzie zwierzyłem się z rozterek, wahań, podziękowałem za prowadzenie bloga, który zawierał opcję “wędrowcze zostaw komentarz”. Od ręki napisałem rzecz nieomal doskonałą (jak adjustacje L. Maleszki); palce lizać. Nie widziałem tak dobrego komentarza ani u WO (prawda, że szybko porzuciłem lekturę, więc wstrzymam się z ostateczną opinią), ani u tzw. rebeliantów, ani u Jareckiego (sorry koledzy, taka jest, prawda, prawda).

I nagle… Moje “to są doskonałe komentarze, proszę pani” zostały wykasowane. WYKASOWANE! Szoking! Gospodarz bloga, emisariusz obrońców wolności słowa i tolerancji, wysłannik komisji skrutacyjnych i komisji inspekcyjnych znających się na blogowych regulaminach, niezależny i niezłomny komentator absurdów czwartej erpe, coś tam coś tam kronikarz, wykasował mój uprzejmy i grzeczny komentarz! I wiele wnoszący!

O czym był komentarz? Omawiałem w nim ciekawe zjawisko, które od pewnego czasu rozprzestrzenia się po blogosferze, i które – niestety – nie ominęło też pięknego i dobrego miejsca zwanego chamopolem (nomen omen). Zjawisko to nazwałem: “rękodajni WO”.

Miszcz łaskawie zerka z wyżyn bloga i macha do nas palcem… My oddajemy pozdrowienie… ~~~~~ “Robimy takie rzeczy, Pani Wojtku, co Pan na to? Może by Pan do nas zajrzał i dał dobre słowo?” “Zajrzę – odpowiada patron. – Pochylę się, szepnę słowo”. “Bardzo dziękujemy za zauważenie. Nawet Pan nie wie, ile to dla nas znaczy!” “Wiem, wiem… – Dużo znaczy; macie moje blogosławieństwo”. “Panie Wojtku!, Panie Wojtku!, Panie Wojtku!, Panie Wojtku!, Panie Wojtku!, Panie Wojtku!, Panie Wojtku!, Panie Wojtku!, Panie Wojtku!...”

Słowo rękodajny ma piękny staropolski synonim. I nim się z wami koledzy nieszczerze pożegnam (ujmuję sprawę szerzej, żeby wypadło uniwersalnie, a nie że się, prawda, czepiam biednego chamopola).

Czołem rękodajni! Czołem podchujaszczy! Czuj duch!

W chwili wolnej, gdy ją znajdę, wypiszę ten tekst na papierze czerpanym i powieszę na ścianie, jako wzorzec!

Aplikant alzacki zachadza w dalszym ciągu, czego można domyślać się po takich reakcjach...

Zdziwionemu Trollowi Zdalnie Sterowanemu sprawę streścił yassa

Zmartwi pewnie aplikanta wiadomość, że po zareklamowaniu przez niego chamopola ilość wejść wyraźnie zmalała...

1 kwi 2009

SAUDEK

W ramach humanizacji blogów i szerzenia misji zamieszczam...

(dedykowane Pawianowi Przy Drodze)

Jan Saudek urodził się w Pradze w 1935 roku i jest z nią komplementarnie związany jako jedna z najważniejszych postaci czeskiej fotografii. Artysta pochodzenia żydowskiego przełamywał i wciąż przełamuje konserwatywną interpretację moralności, godząc w typową dla wielkich miast mieszczańskość obyczajów.

Fotografie Saudka można podzielić na kolejne etapy rozwoju twórczości i dojrzewania artystycznego. Początki fotografii lata 56-60 to reportaż, nietypowe kadry i już wyraźnie piętno subietywzimu, po tym pojawiają się fotografie inscenizowane, detale, fragmenty ludzkiego ciała, pierwsze erotyczne wizje człowieka. Na lata 80 przypada okres niczym niezakłóconego umiłowania życia – Saudek na dobre porzuca reportaż na rzecz oddania się nieskrępowanej zabawie życiem, czerpiąc z jego źródeł, czyli kobiety – Saudkowego symbolu macierzyństwa i opiekuńczości, pożądania i erotyzmu. Następujące najpierw zmiany stylistyczne, potem ideowe sprawiły, że w chwili obecnej twórczość Saudka stała się bardziej aktualna i w sposób naturalny przyciąga jego naśladowców oraz autorów, którzy w podobny sposób realizują swoje wizje twórcze.

Fotograficzna twórczość Jana Saudka przeszła zaskakującą metamorfozę. W latach 80. zrezygnował ostatecznie z reportażowej koncepcji fotograficznej, wyrażającej optymistyczne spojrzenie na współczesnego człowieka, na rzecz fotografii określanej do końca lat 80. mianem inscenizowanej i neopiktorialnej. Stał się jednym z europejskich mistrzów w tego rodzaju fotografii, wpływając w latach 90. na wielu twórców, dosłownie na całym świecie. Wśród polskich artystów - m.in. twórczość Muzeum Łodzi Kaliskiej i Sławomira Beliny.

Fotografie wczesnego okresu twórczości artysty, czarno – białe prace o specyficznym zgrafitowanym stylu przedstawiały nowocześnie skadrowane sceny i detale – tors mężczyzny z dzieckiem [Życie, 1966 r.], nogi [Pierwsze kroki, 1963], usta [Marie No. 1, 1974], dłonie kobiety i mężczyzny [Głodny Twojego Dotyku, 1971]. Świadczą one o zainteresowaniu fotografią o humanistycznych i optymistycznych treściach. Niekiedy zaś bliższe są tradycji francuskiego reportażu. Niektóre zbliżają się do cyklu Zofii Rydet – Mały człowiek.

Zmiana stylistyczna, zapoczątkowana od około 1977 r., skrystalizowana ostatecznie w pracach Saudka w latach 80., jednocześnie była zmianą ideową. Jego ręcznie kolorowane fotografie, rzadziej czarno – białe, zaczęły wyrażać coraz bardziej zagadkowe i kontrowersyjne treści, związane z zagadnieniem seksualizmu (relacje damsko – męskie, skontrastowanie starych i młodych ciał, ubranych i rozebranych), czasami bliskie nawet pornografii. Mówiąc o swoich pracach Saudek sam przyznał, iż nie widzi w swoich fotografiach granicy między erotyką a miękką pornografią. Realizując swoje „obrazy” nie zastanawiał się nad aspektem granic dobrego smaku, a erotyzm był ich siłą napędową. Szczególnie w latach 90., m.in. pod wpływem Helmuta Newtona i fotografów amerykańskich zajmowało go komponowanie scen związanych z kategorią soft porno. Jego fotografia coraz bardziej stawała się towarem rynkowym, poszukiwanym przez znanych kolekcjonerów, a także muzealne kolekcje na całym świecie. Soft porno zostało zaakceptowane przez międzynarodowy rynek sztuki dzięki pracom Roberta Mapplethorpe’a, w mniejszym stopniu Jeffa Koonsa.

Artysta nawiązuje do estetyki fotografii zakładowej z 2. połowy XIX w., po części jarmarcznej, postępując zgodnie z jej najważniejszą zasadą - traktowania fotografii jako rzemiosła, a nie sztuki. Prace Saudka balansują na pograniczu kolorystycznego kiczu. Autor świadomie używa takiej tonacji, nie ukrywa swojej sentymentalności. Kolorystka pocztówkowej sztuki lat 20 epatująca erotyzmem na granicy pornografii, wywołuje wiele skrajnych emocji. Jan kolorował swe prace, dzięki czemu nabrały wyrafinowanego kostiumu malarskiego, co w konsekwencji spowodowało, że styl Saudka szybko znalazł naśladowców.

Artysta przez lata pogłębiał swe zainteresowania fotograficzne. Inspiracji poszukiwał nie tylko w praskim folklorze i literaturze, w czym tkwił, ale także w tradycji surrealizmu francuskiego (Salvador Dali), czeskiej tradycji fotograficznej (Villem Reichmann, František Vobecky), a po pobytach w USA, w fotografii amerykańskiej. W jego zaskakująco mocno oddziaływujących pracach widać ślady wpływu takich fotografów jak: Robert Mapplethorpe, Joel–Peter Witkin i Cindy Sherman. Ale w przypadku Saudka recepcja amerykańskich mistrzów fotografii portretowej stała się zdecydowanie bardziej ludyczna i eklektyczna zarazem. Dlatego można powiedzieć, że Saudek na zawsze pozostanie, tak jak tego pragnął – „czeskim fotografem”.

Zarówno wczesne prace artysty z okresu reportażowego, jak też przede wszystkim dojrzałe i późne w różnym stopniu zbliżają się do kiczu. Ta kategoria, odrzucona przez modernistyczną teorię sztuki, stała się jednym z głównych wyznaczników twórczości spod znaku postmodernizmu i inscenizacji. Z tych powodów artystyczna działalność Saudka nie była akceptowana przez instytucjonalny wymiar sztuki czeskiej reprezentowanej przez socjalistyczne państwo, jak też znaczące kolekcje muzealne.
W swych pracach z lat 60. świadomie podkreślał atrybuty zachodniej i amerykańskiej cywilizacji konsumpcyjnej, co nawet powodowało prześladowanie artysty przez czeskie organa bezpieczeństwa.

Można sobie zadać pytanie dlaczego styl artysty uległ tak daleko idącym przeobrażeniom, z jakich powodów zrezygnował on z humanistycznych ideałów fotografii reportażowej, która od końca lat 50. wywarła wpływ na rozwój europejskiej fotografii?
Być może Saudek przeczuwał kryzys humanizmu i utopię postulowanych wówczas ideałów? Może nie mógł zapomnieć o czasach nazizmu, kiedy wraz z bratem bliźniakiem Karlem przebywał w obozie koncentracyjnym czekając na eksperymenty medyczne Jozefa Mengele, do których na szczęście nie doszło?

Saudek reprezentuje typ artysty pochodzenia żydowskiego, obnażającego zakłamania kultury socjalistycznej, a obecnie mieszczańskiej, a swą postawą - wyzwolenie od tradycyjnej moralności. Fotografuje swe kolejne żony, dzieci, kochanki, tworząc w małej pracowni teatr jednego aktora. Przywdziewa różnorodne maski i pozy – macho, żołnierza, czułego kochanka, a nawet cierpiącego Chrystusa, przy czym w postmodernistyczny sposób zaciera realność z fikcją, świadomie rezygnując zarówno z pojęcia prawdy, jak i sztuki. Fotografie Jana tworzą niepowtarzalny klimat – bezbłędne kompozycje, niejednokrotnie dosłownie nawiązujące do klasyki malarstwa. Prace Saudka są przesycone bajkową odrealnioną rzeczywistością. Wysublimowana kobiecość i erotyzm przeplatają się z nadmiernym naturalizmem i cielesnością. Niezwykłe przemieszanie się sennych marzeń z zastanym realizmem, daje silny obraz wewnętrznego świata fotografa.

Jego świat to teatr pełen surrealistycznych bohaterów epatujących widza brzydotą, nieszablonową ekspresją i erotyzmem - erotyzmem, który w swej dosłowności ociera się o pornografię - pornografię przesyconą powracającym motywem samobójczej śmierci. Pojawił się on już we wczesnej pracy wykonanej w USA w 1969 r. Social-eyes with Dark Eyes Vodka.

Saudek przez niemalże 30 lat był pracownikiem praskiej drukarni. Fotografia staje się w czasach powojennych jego ucieczką od szarej proletariackiej egzystencji, a zniszczone ściany jego mieszkania, sztuczne światło jego mistrzowskim atelier. Tam właśnie powstają zdjęcia kobiet, tak kochanych przez Saudka i jego obiektyw. Bez względu na tuszę, wiek i urodę Saudek potrafi dostrzec w nich piękno. Swoiste spojrzenie autora oraz warunki „studyjne”, którymi dysponował nadały jego fotografii oryginalny, niepowtarzalny styl.

Szczególnym elementem każdej z jego fotografii, o której rozpisywali się światowej klasy krytycy było tło, czyli ściana jego atelier. Odpadający tynk, łuszcząca się farba nabierają w pracach Saudka metaforycznego wymiaru. Lata 50. - wszechobecny stalinizm - Jan Saudek musiał pracować w emocjonalnej i artystycznej izolacji. Zamknięty w swojej suterenie, jak sam mówił, grzeszył i żył. Czechosłowacka rzeczywistość tak daleka od horacjańskiej maksymy nie sprzyjała odbiorowi prac Saudka, gdy na przełomie lat 60. i 70. w końcu doczekał się swojej wystawy, po raz kolejny stał się osobą skazaną na ostracyzm artystyczny.

Dla Saudka kobieta jest zawsze piękna i inspirująca. Na pytanie o granice w jego sztuce odpowiada: „Nie chcę fotografować brzydkich rzeczy. Zatrzymam się przed zrobieniem fotografii, gdzie miałaby być deptana godność ludzka. Moje zdjęcie musi charakteryzować jedno: ono powinno być do powieszenia na ścianie. Jestem za dekoracyjną rolą fotografii.”

Od lat 80. Saudek bawi się życiem, ukazując nam różne postmodernistyczne przypowieści na jego temat, akcentując przy tym motyw fizycznego przemijania na przykładzie ciała kobiecego. Zaciera granice realności inspirując się symbolizmem i surrealizmem, kierując się w stronę pastiszu i cytatu. Pozostaje w zgodzie przede wszystkim z samym sobą, epoką w jakiej żyje i tworzy oraz ze specyficzną czeską wyobraźnią. Jednocześnie kreuje własną, opartą na marzeniach sennych, wizję świata, który jest czasami mroczny, często wesoły, innym razem perwersyjny, ale na ogół hedonistyczny.
Może nie wszystkim ta wizja odpowiada, ale na pewno jest bardzo sugestywna, jeśli spowodowała, że Saudek stał się jednym z najbardziej znanych fotografów czeskich lat 90. XX w.

Prace Jana Saudka znajdują się m.in. w zbiorach: Ludwig Museum w Kolonii, Bibliotece Narodowej w Paryżu, George Eastman Mouse w Rochester, Museum of Fine Arts w Bostonie, Arts Institute w Chicago, Cincinnati Art. Museum, National Galery of Victoria w Melbourne.

(Praca semestralna mojej córy)

PODZIĘKOWANIA

Panu Wojciechowi Orlińskiemu uprzejmie dziękuję za łaskawą reklamę chamopola, poprzez wzmiankę w tekście "Rozłam w Tekstowisku". Komentatorom tamtego tekstu dziękuję za uwagi poświęcone joteszowi...