5 lip 2006

GDY ŻYŁY DINOZAURY (4)

GDY ŻYŁY DINOZAURY (4)

Jest lipiec roku 1970. Żyje jeszcze stary i nudny dinozaur polski, znany w kraju jako Towarzysz Wiesław. Przed nim jeszcze pół roku żywota politycznego, nim oślepnie. Zaczął tracić wzrok już w dwa lata po Październiku 1956 roku, gdy meliorować począł bagienka wolnościowe, pozostałe po październikowej odwilży. W lipcu dinozaur miał się dobrze i szykował kolejne Święto Odrodzenia Polski w socjalistycznego feniksa. Wypadało to 22 lipca i miało mieć tradycyjnie barwną, socjalpatriotyczną oprawę.

Dwudziestu przyszłych inżynierów i magistrów wrocławskiej polibudy wtoczyło się do Leningradu na pokładzie sypialnego składu kolejowego. Czekały nas rajskie trzy tygodnie pracy w tym pięknym mieście oraz tydzień zwiedzania Tallina i Moskwy. W bagażach mieliśmy towary wymienialne na ruble. Nasza trójka, czyli ja – Jotesz oraz Leszek i Zbyszek, też miała dary narodu polskiego dla bratniej ludności Związku Radzieckiego, w postaci zgrabnych par śnieżnobiałych kozaczków z lakierowanej imitacji skóry. W peerelu wyszły już z mody, więc zakładaliśmy, że na wschodzie będą właśnie wchodzić w modę. Zbyszka ojciec załatwił nam ten chodliwy, dosłownie i w przenośni, towar. W peerelu towar się załatwiało, gdyż system dystrybucji socjalistycznej nie przewidywał ogólnej dostępności dóbr konsumpcyjnych. Braki na rynku oraz nagłe podwyżki cen były powodem paru rewolt społecznych, które doprowadziły do zaistnienia dzisiejszego raju ustrojowego – polskiej demokracji i polskiego kapitalizmu z krzywą gębą.

Jakim cudem do walizki mieszczącej przecenione buble pani Jasi zmieściłem jeszcze trzy pary opisanych kozaczków? A nie pamiętam, czy nie trafiły tam też jakieś dżinsy, bo były najlepszą walutą wymienialną na ruble. Tak zaopatrzeni szykowaliśmy się do podboju grodu nad Newą – miasta kolebki Rewolucji Październikowej. Matki wszelkich rewolucji, w tym Francuskiej i Przemysłowej.

Przed dworcem kolejowym czekał elegancki autobus Lwiw, czysty i z wygodnymi siedzeniami, który szerokimi ulicami dowiózł nas do akademika. Budowla to była ogromna, w monumentalnym stylu carsko- socrealistycznym wybudowana. Wewnątrz zebraliśmy się w przestronnym hallu, czekając na zakwaterowanie w wygodnych, czteroosobowych pokojach. Taką wizję mieliśmy. Wzorowaną na polskich standardach. Trochę nas zdziwiła prośba, by zanim pójdziemy na śniadanie, złożyć bagaże do zamykanej na klucz sali. Wjechaliśmy windą na jakiś wysoki poziom, gdzie mieściła się ogromna, pusta stołówka. Cały akademik był opuszczony, bo przecież były wakacje. Korytarzami przemykały pojedyncze osoby - mieszkańcy albo obsługa.

Akademik był bardzo nowoczesny obyczajowo, bo obupłciowy, o czym z dumą nas poinformowano. Podziw nasz zelżał nieco, gdy zobaczyliśmy tablice ze zdjęciami studentów i studentek. Zebrane w pary podpisane były notkami, informującymi o karygodnych ekscesach erotycznych, którym pary owe oddawały się w pokojach tego koedukacyjnego akademika. Były to tablice hańby, bo miłość wewnątrzpokojowa była zabroniona!

Śniadanie było obfite i smakowite. Sosiski, czyli parówki a do nich świeże pieczywo i musztarda! Ten wykrzyknik dotyczy musztardy, której moc znałem z pobytów rodzinnych na Polesiu. Nim opowiedziałem o mocy tej żółtawej mazi od okolicznych stolików zaczęły dochodzić odgłosy krztuszenia się i sapiącego łapania powietrza. Koledzy użyli gorczicy po naszemu, obficie a należało nieufnie i odrobinkę! Na szczęście nie brakowało pysznych soków i wody mineralnej, by złagodzić działanie piekielnie silnej przyprawy.

2 komentarze:

jotesz pisze...

mail od Zbyszka Wojniewicza, dotyczący wspomnień z 1970 roku...

Hej stary wiarusie!!!!
Ciesze sie ze napisales - jasne ze wchodze w Szuszary. Mam nawet jakies zdjecia, ktore mozna zeskanowac i opublikowac. Za dwa dni lece do Polski i bede przez 3 tygodnie z moja nowa zona. Bedziemy rowniez we Wroclawiu, chociaz nie wiem dokladnie kiedy. Jesli jestescie na miejscu to moze uda sie wypic jakies piwko lub herbatke i temat przy okazji przegadac. Podaj mi swoj telefon bo nie jestem pewien czy mam aktualne namiary.
Dzisiaj jest 4 of July - wielkie swieto a u nas caly dzien leje - wiec chyba nici z fajerwerkow.
Pozdrowienia
Zbyszek

jotesz pisze...

Ku pamięci zapiszę skład Trójki:
Jotesz Czajkowski,
Leszek Szatno,
Zbyszek Wojkiewicz

na słynnym apelu, do którego dojdziemy, wezwano nas tak:
"Czałkowski, Wojniewicz i Szajko!
Stanawities' na liniejku!"