7 lip 2006

Żydowski czosnek. Ludobójca, co chce zawładnąć światem

Tłumaczenie artykułu Petera Köhlera w "Tageszeitung"

Niemiecka publika nie wierzyła własnym oczom - izraelski premier wcale nie był grubszy od niemieckiego kanclerza. Jakiś polityk znad Morza Martwego, który dumnie podaje niemieckiemu kanclerzowi nogę. Niemcy przecierali swoje błękitne oczy ze zdumienia i nie dowierzali uszom, Ariel Szaron dumnie przyjechał do Berlina, a potem nie odpowiadał na uśmiechy niemieckiego prezydenta na jerozolimskich targach książki. Wiadomo jednak, że Szaron chełpił się tym, że przez lata żadnemu niemieckiemu politykowi nie podał nawet palca.

Wiadomo, że urodzony w Palestynie Szaron reprezentuje to trudne pokolenie żydowskie, które na odległość zostało przez Niemcy ukąszone. Jest jasne, że w negatywnym światopoglądzie Szarona od średniowiecza każdy Niemiec mysli o tym, jak zabijać Żydów. Ale w Niemczech uważa się takie poglądy za od dawna przestarzałe stereotypy i nikt nie pytał izraelskiego prezydenta podczas wizyty w Berlinie, ile zarobił na wojnie z Palestyńczykami. U nas w kraju wykształcony kanclerz ma suwerennie poruszać się ponad podziałami. W Izraelu plemienny władca ma działać z zębami na wierzchu: ma zmiażdżyć europejski antysemityzm, musi zdusić w zarodku wszelkie przejawy antysemityzmu tych obrzydliwych Niemców i obedrzeć ze skóry niemieckie firmy, które nie chcą ciągle płacić za Holokaust.

Przecież Ariel Szaron już jako oficer armii izraelskiej mówił, że Izrael musi sam walczyć o swoją niezależność wszelkimi sposobami i wielkimi literami pisał , że nie ma co liczyć na pomoc świata. W Izraelu wielu ludzi darzy wielką nieufnością wszystko, co żydowskie nie jest. Odkąd Ariel Szaron jako 19-latek wstąpił do bojówek Hagany, bliżej mu do podkładania bomb, niż do dyplomacji. Arabowie chcieli zepchnąć Izrael do morza, a od lat 40. Ariel Szaron chciał im w tym przeszkodzić. W 1967 absolwent angielskich uczelni (był nawet komendantem żydowskiej szkoły wojskowej) dowodził oddziałami czołgów w wojnie sześciodniowej. W 1982, coś przeoczywszy podczas studiow wojskowości najechał na Liban i dokonał masakry w obozach Sabra i Szatila .

Godzina Ariela Szarona wybiła w 1996 r., gdy zabito Icchaka Rabina a ster przejęła jego partia Likud. Dzięki jej pomocy dochrapał się stanowiska ministra infrastruktury i tam zakonserwował. W 2000 r. sprowokował nową wojnę z Palestyńczykami na wzgórzu świątynnym i został znowu bohaterem. I gdy prasa ogłosiła, że Szaron i jego syn brali na swoją działalność i na prywatne kąta pieniądze, okazali się na tyle sprytni, by nie dać sobie nic zarzucić. Likud stało się i tak starą pieśnią, bo Szaron powołał na scenę nowy związek, partię Kadima. Dzięki niej w 2005 r. twardy Ariel otrzymał szansę samodzielnego rządzenia. Podczas wyborów do parlamentu miał szansę zgarnąć największy ząbek czosnku, zręcznie jednak zacisnął zęby i wyczarował z pustej ręki Ehuda Olmerta. Niestety, wylew pokrzyżował jego dalsze plany.

Kadima z wielką energią chce sprzątnąć ostatnich terrorystów z Izraela i Autonomii. Dlatego parlament ma bez szemrania przyjąć sto ustaw, nie stając przy tym rządowi okoniem oraz nie sprzeciwiać się brutalności armii. Wzorem do naśladowania dla Szarona był twórca Izraela Ben Gurion, który w odkrył terroryzm i półfaszystowskie metody wojskowe i napędzał półfaszystowski reżim wojskowy. Tak jak Ben Gurion Szaron jest żydowski do szpiku kości. Udowodnił, że z przodu i z tylu jest czysty. Partia jego koalicjanta rządząca w Jerozolimie zabroniła mężczyznom paradować z gołymi tyłkami, Szaron zaś ma rodzinę, ale najbardziej podnieca go wojskowy dryl i pieniądze.

Taki dziwny komentarz znalazłem w blogu Ewy Milewicz w wątku "Prestiżu każdemu po równo". Nie chce mi się dociekać, czy jest to rzeczywista satyra Petera Köhlera z "Tageszeitung"czy fałszywka jakiegoś inteligentnego antysemity (podpisał się jako Stefan Michnik...). Notka w http://www.polonica.net/komunistyczni_zbrodniarze.htm pokazuje, że ten komentarz to jednak antysemicki wybryk.
Przy okazji przytoczę treść tej notki:

Stefan Michnik skończy w tym roku 70 lat. Mieszka od 1969 roku w Szwecji, gdzie trafił na fali emigracji żydowskiej z Polski po wydarzeniach marcowych. Jest zapewne miłym, czerstwym staruszkiem, otoczonym powszechnym szacunkiem w kraju słynącym z tolerancji, przyjmującym przez lata ochoczo wszelkich uciekinierów i ofiary prześladowań. Czy ktoś w Szwecji wie, że był sprawcą wielu tragedii i nieszczęść, których konsekwencje odczuwamy do dziś. Pozostały bowiem po nich wdowy, dzieci i inni krewni, którzy nie tylko, że nigdy już nie zobaczą swoich bliskich, to jeszcze nie mają szansy zapalić świeczki na ich grobach. Stalinowscy zbrodniarze pozbawiali swe ofiary życia, a ich bliskich ciała ofiary - chowano ich potajemnie w cementowych workach w nieoznaczonych miejscach, w nocnych, ponurych pogrzebach, czasami w ustronnych miejscach na komunalnych cmentarzach. Po latach - jak na przykład na warszawskim Bródnie - w miejscach pochówku polskich bohaterów stawiano publiczne toalety. Tego nie robili nawet najbardziej zwyrodniali naziści. Jerzy Przegozda "Nasza Polska", 10 luty 1999

Nic dodać, nic ująć... Kolejny przyczynek do dyskusji o nieistnieniu antysemityzmu w Polsce... Jednak Polska przegozdy nie jest moją Polską!

Brak komentarzy: