18 kwi 2010

Człowiek, Prezydent, polityk...

O tragedii smoleńskiej dowiedziałem się w Nadrenii. Córka wysłała sms i już po godzinie od pierwszego komunikatu oglądałem telewizyjne relacje. Po kolejnej godzinie usłyszałem od jakiegoś nadętego wagą chwili polityczka, że ci co nie lubili za życia prezydenta Kaczyńskiego, teraz powinni się bić w piersi i żałować za grzech nielubienia. Takich głosów przybywało z dnia na dzień w TVP1, którą na własny użytek nazywam TVPiS.

Wszyscy byliśmy wstrząśnięci śmiercią LUDZI! Zupełnie nieważne było, kim byli ci ludzie, i to czy ich lubiłem, czy nie. Taka straszna śmierć rodzi współczucie najbardziej elementarne. Tak ginąć nie powinien NIKT!

Ale te nadpoprawne komentarze, te powtarzające się przypominanki o nienawiści, niechęci, nielubieniu zaczęły rodzić normalną ludzką reakcję zastanowienia się. Jestem w tej chwili tragicznej śmierci z Lechem Kaczyńskim, jego przesympatyczną i mądrą żoną i z całą wielką świtą towarzyszących im w tej ostatniej drodze. To moi Rodacy, ludzie tacy jak ja i moi bliscy.

Wcale jednak nie czuję najmniejszego wyrzutu z powodu tego, jak oceniałem Lecha Kaczyńskiego jako polityka. Nie będę płakał z powodu, że nie oddałem na niego głosu w wyborach prezydenckich. Nie posypię głowy popiołem za to, że wkurzały mnie jego decyzje, z którymi ja, obywatel demokratycznego państwa się nie zgadzałem!

Z drwiną wewnętrzną przyjąłem nadęte wierszydło wierszoklety Wolskiego, który każe mi runąć na kolana przed majestatem człowieka, którego sam, jako nadworny panegirysta Lwa Narodów Lecha – tym razem – Wałęsy, obśmiewał jako piszczącego i złośliwego chomika w niesławnym Polskim Zoo.

Majestat Prezydenta RP już za prezydentury generalskiej został tak skutecznie zmaltretowany, głównie przez późniejszych obrońców tego Najważniejszego Urzędu, że teraz powinno się nad nim nieco ucichnąć. Dzisiejsi czciciele i najgłośniejsi żałobnicy zapominają widocznie, jak długo ludzie pamiętają każde słowo i czyn polityka. Prezydent był już sowieckim pachołkiem, agentem tajnym współpracownikiem, dwukrotnie niedokończonym magistrzyną i partyjnym aparatczykiem. Teraz nagle okazuje się, że Prezydent to wielkość sama w sobie, symboliczna.

O Wawelu zupełnie nie chce mi się wspominać, bo wszelkie decyzje opatrzono argumentami, które brzmią często karykaturalnie. Czekają nas lata dyskusji nad każdym słowem, wypowiedzianym bez namysłu w ostatnich dniach…

Znalazłem też właśnie znakomity komentarz Janiny Paradowskiej na ten sam temat. warto do niego zaglądnąć i przemyśleć...

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Joteszu! Wyważone słowa są jak orzeźwienie. Naprawdę, gdy posłucha się tłumu, można odlecieć z rozpaczy. Dlaczego ludzie zatracają rozsądek?

jotesz pisze...

Obserwatorze, teraz wszyscy stali się Uczestnikami. A szkoda, bo dla wielu lepiej byłoby, gdyby poobserwowali, pomyśleli, i dopiero potem pouczestniczyli...