25 maj 2008

GDY ŻYŁY DINOZAURY (10)

Potrzebnych było kilku chłopa do przywiezienia cementu. Zgłosiłem się wśród kilku pierwszych, licząc że wycieczka do magazynu i załadowanie ciężarowego Ziła workami będzie ciekawsze niż tkwienie na placu budowy. Przyjechaliśmy szybko pod wielgachną szopę. Otwarto potężne wrota i samochód wolno wtoczył się tyłem. Moje poprzednie zdumienia były niczym w porównaniu z tym, co zobaczyłem. W tej szopie składowano cement. Luzem! Na klepisku!!! A my łopatami mieliśmy go wrzucić na ciężarówkę...
.
Zajęło nam to kilka dobrych kwadransów. Tak cztery – sześć. Ciągnęły się godzinami. Do końca dnia smarkałem betonem! Przywieźliśmy ciężarówkę proszku cementowego na pole i inna ekipa zwaliła go do drewnianych pojemników. Zaczęło się mieszanie zaprawy motykami. Szkoda, że nie znaliśmy pieśni burłaków, ciągnących brzegiem Wołgi ciężkie łodzie handlowe pod prąd. Pasowały by też bluesy niewolników pracujących na polach bawełny.
.
Po kilku pierwszych dniach ktoś z naszych zobaczył w oddali, pomiędzy rzędami gotowych chlewni, jakiś dziwny kształt. Wyglądał na potężną betoniarkę z czterystulitrowym pojemnikiem mieszającym. Poszedłem na zwiad z kolegami mechanikami. Maszyna była mi znana – miała kosz na kruszywo podnoszony mechanicznie. Nie była to jakaś betoniareczka, tylko solidna betoniara, używana na dużych budowach. Zgłosiliśmy naczalstwu, że powinniśmy taki skarb uruchomić. Naszą radość zgaszono szybko opowieścią jak to kilka lat temu bietonomieszłka isportiłaś. Wsie swinarniki my pastroili ruczno! Wyjaśniła się też zagadka, dlaczego narożnik jednej chlewni przypominał pionem wieżę w Pizie. Poprzedniego roku wiosna była tak deszczowa, że budowany filar wbił się pochyło w bagnisty grunt i tak już zostało. Opowiadano nam o tym, jak o czynie bohaterskim w walce na froncie walki o zapewnienie dobrobytu ludowi miast i wsi.
.
Zadeklarowaliśmy chęć naprawienia betoniarki ale naszą propozycję odrzucono zdecydowanie. Nie poddaliśmy się tak łatwo – perspektywa ręcznego mieszania zaprawy tygodniami dodała nam sił! Nasi specjaliści z wydziału mechanicznego wykradli się konspiracyjnie, zaopatrzeni jedynie w młotki i obcęgi. W jeden dzień betoniarka została uruchomiona! Podziw sowchozowych pracowników mieszał się z krytyczną oceną naszej pracowitości. Wot Paljaki – leniwyj narod, rabotat’ nie chatiełoś!
.
Jeszcze dzień, dwa trwało wykonanie z bali wysokiego postumentu na betoniarkę i umieszczenie jej na tym podwyższeniu. Teraz z góry na ziemię zjeżdżało metalowe pudło-kosz, do którego sypało się łopatami cement i piasek. Po naciśnięciu przełącznika, pudło wjeżdżało do góry i wsypywało do obracającego się bębna odmierzone kruszywa. Wodę wlewało się szlauchem, który włączała Irina, stojąca kilkadziesiąt metrów dalej. Wystarczyła: Irina! Wkljuczi wadu! A po chwili: Irina! Wykljuczi wadu! Betoniarka była wysko dlatego, że zaprawę z bębna można było wylać wprost do furmanki, bez upierdliwego ładowania łopatami. Transportem zaprawy zajmował się kolega, który pochodził ze wsi i potrafił obsługiwać konika zaprzężonego do furmanki. Tył furmanki był podnoszony w prowadnicach i zaprawa wylewała się prosto do dołu fundamentowego. Ot, my leniwe Polaki!

Brak komentarzy: