Komorowski prezydentem bez serca
zawyrokowała posłanka bez mózgu…
Powinienem jednak coś dopisać do tego mal motu. Pani posłanka Nelly Rokita jest dla mnie niezwykłą zagadką. Jana Marii nigdy nie obdarzałem ani sympatią, ani zaufaniem. Może przeszkadzało mi w tym jego zadufanie. Wyczuwa się w nim momentalnie wysokie, pewnie nadmierne, mniemanie o sobie, co odbiera się od razu jako brak tegoż mniemania o nas, odbiorcach jego mądrości. I taka wyniesiona wysoko, na niebotyczne i nieosiagalne wyżyny intelektu postać dobrała sobie na towarzyszkę życia panią Nelly. W pierwszej chwili pomyślałem, że to kara za owe zadufanie. I od razu zjawiła się myśl wredna – jakim cudem taki Jan Maria zafundował sobie taką Nelly? A może to ona go wybrała i Jan M. nie miał nic do gadania?
Że takie zjawisko zjawiło się w sejmie to rozumiem – PiS chciało zagrać na nosie Platformie i Janowi M., więc gdy pani Nelly wpadło do głowy, że mogłaby być parlamentarzystką, to PiS skwapliwie przyhołubiło owo zjawisko. Teraz ma za swoje! W końcu Nelly miała prawo – w polskim parlamencie miewaliśmy takie zjawiska jak posłanki Samoobrony, jak posła Janowskiego (czekam na inne propopozycje oryginałów zdumiewających…), iż miała prawo pomyśleć, że się jakoś wtopi. Tyle, że inni zniknęli a ona pozostała. Głównie jako pokarm dla tabloidów i sieciowych pudelków i innych piesków…
Tyle napisałem w Poste-Restante im. Thomasa Pynchona. Jest to lekko otwarte blogowisko, mocniej zamknięte, niż lekko otwarte. Tam ostatnio bywam.
Przestałem za to bywać w Kontrowersjach, bo właściciel tego miejsca mnie usunął. Portal niereglamentowany Kontrowersje jest bardzo otwarty i każdy może tam pisać, o ile jest to coś, co podoba się właścicielowi, który sam siebie nazwał Matką Kurką. Być może nie spodobało mu się to, że kilkakroć nazwałem go Ojcem Kurkiem. Możliwe, że dodałem na dachu. Kurak, bo i tak bywa też nazywany przez spoufalonych blogerów, przed wyborami prezydenckimi przeżył odmianę na miarę Prezesa Jarosława. Z ostrego krytyka PiSu, gryzącego wrednym słowem, stał się admiratorem myśli politycznej żoliborskiego tytana. Starczy o drobiu...
Mamy więc za sobą wybory! Było nerwowo. Zwłaszcza w noc wyborczą po północy, gdy zliczono połowę oddanych głosów, i na krótko okazało się, że mamy prezydenta Kaczyńskiego. Jedna Monika przez to spać nie mogła!!! Widocznie nie dotrwała do 2 godziny, gdy już zliczono 95 % wyborczych kart, i odkryto sześcioprocentową przewagę Bronisława, przez niechętnych zwanego gajowym.
Właśnie niedawno zajrzałem do Salonu24 i wetknąłem nos w blog Kataryny. Dowiedziałem się, że ona nie pokocha nowego prezydenta. Nawet nie będzie miała dla niego szacunku! Pomyślałem sobie, jaka to tragedia dla Prezydenta i Polski. I przypomniałem sobie, że musiałem to przeżywać przez kilka lat. I jakoś przeżyłem. Kataryno - dasz radę!
Wróciłem do katarynobloga, by skopiować link, i okazało się, że mądrych przemyśleń ulubionej salonowej analityczki nie ma! Sama siebie skasowała! Pewnie obawiała się, że jej brak szacunku może okazać się zaraźliwy! Obawa musiała być na tyle silna, że Kataryna nie zapisała swych słów w miejscu prywatnym i autonomicznym, czyli u siebie...
Z czego płynie morał, że warto mieć swój kawałek podłogi!
ps. Chciałem wpis ten umieścić w Salonie24 i zupełnie jak z Kataryny wpisem miałem pecha - Salon24 wyparował! Nie sądzę, żeby na zawsze, ale przez kilka chwil jest niedostępny. O długości chwil się dowiemy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz