Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ślepowron. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ślepowron. Pokaż wszystkie posty

14 gru 2006

13 grudnia roku pamiętnego...

Wczoraj trafiłem na Rynek wrocławski i zobaczyłem wystawę dotyczącą rocznicy wprowadzenia stanu wojennego. Wśród kilkunastu plansz jedna pokazuje prasę podziemną i w środku samym, wśród różnych pisemek, jest też Ślepowron, który pichciłem z przyjaciółmi w mieszkaniu.
Parę miesięcy temu (we wrześniu) pokazałem tu w blogu skromne cztery stroniczki jedynego posiadanego przeze mnie numeru inauguracyjnego. Jakoś się uchował, choć starałem się, by w mieszkaniu nie było żadnego śladu antyrządowości. Wydaliśmy tylko kilka numerów latem 1982 roku, w pierwszych wrednych miesiącach stanu wojennego...

14 wrz 2006

Ślepowrona ostatnia strona...


Jak dziś widać - nie była to najwykwintniejsza proza i wyrafinowana poezja, ale przecież nie to nam było w głowach.

Gdy cię kneblują to próbujesz wrzeszczeć!

Ślepowrona kolejna strona...

"Jak w kalejdoskopie wszystko się zmieniło,
dobrze się zaczęło, szybko się skończyło.
Było bardzo miło - nie zostało nic,
prawdę internowano a pozostał pic."
I jak to brzmi po "odzyskaniu" mediów publicznych oraz po zmianach w Rzeczpospolitej - i tej wirtualnej, gazetowej, i tej realnej, w której żyjemy?

ŚLEPOWRON



Tak nazywało się podziemne pisemko satyryczne, którego pierwszy numer wydaliśmy w maju 1982 roku. Wyszło kilka numerów do jesieni…

Pismo było o tyle oryginalne, że wydawane metodą fotograficzną! Strony w formacie A-4 fotografowano na klatkach filmu małoobrazkowego a potem wywoływano na papierach fotograficznych formatu 13x18 cm. Czytelność była doskonała i o wiele lepsza niż z powielacza!

Ta technika była jak na owe czasy oryginalnym pomysłem! Papier do drukowania był reglamentowany i trudno dostępny, powielacze marne i niebezpieczne jako ewidentne dowody przestępstwa. A papier fotograficzny był w sklepach, powiększalniki i kuwety były popularnym sprzętem fotoamatorów. Po Dolnym Śląsku wędrowały tylko po cztery klatki filmu, czyli coś, co łatwo było schować przy sobie dość dobrze.

Jedyne grożące niebezpieczeństwo to zdrada kogoś z ekipy redagującej lub niespodziewane wtargnięcie milicji podczas tworzenia makiety. Nic takiego nie nastąpiło – nie staliśmy się ofiarami represji bezpieki, by teraz wypinać piersi po ordery albo by zostać zlustrowanymi przez IPN jako TW, bo jakiś ubek by ponawypisywał o nas ubeckie fantazje…