25 lip 2010

Myślozbrodnia prezesa

Pan prezes powiedział co wiedział! Od dawna wiedział. Tylko wcześniej nie powiedział! A to było tak…

Myślozbrodnia - przestępstwo możliwe do popełnienia w Oceanii, fikcyjnym państwie stworzonym przez George'a Orwella w powieści pt.Rok 1984.

Słowo "myślozbrodnia" pochodzi z nowomowy i jest efektem połączenia słów "myśli" i "zbrodnia". W praktyce oznacza ono przestępstwo polegające na myśleniu przeciwko Partii oraz Wielkiemu Bratu. Myślozbrodnię wykrywa Policja Myśli, która pełni rolę tajnej policji, łapiącej ludzi nie mających takich poglądów, jakie odpowiadają Partii. Człowiek, który został ogłoszony przez Policję Myśli myślozbrodniarzem, zostaje poddany ewaporacji, tzn. wymazuje się jego wszystkie dane z ksiąg oraz zaciera się po nim wszelki ślad.Wtedy jest przetrzymywany w siedzibie Ministerstwa Miłości.”

Zbrodnia oczywiście nie jest w rozumieniu prawa, na którym prezes się przecież zna, skoro je ukończył. Zbrodnia jest w kategoriach moralnych, na których prezes zna się jeszcze bardziej, niż na prawie. Przy takim interpretowaniu można się zastanawiać, czy prezes prawa nie chce wykończyć? I moralności przy okazji…

Coś by pan prezes wykończył i jest to na pewno Platforma. Prezes by ją wykończył, wysadził, zniszczył, zlikwidował, ślady zaorał i polał napalmem albo kwasem solnym. Tyle, że jak na razie wygląda, iż prezes wykończy własną Partię. Na zjeździe właśnie zrezygnowano z Ministerstwa Miłości. Nieoficjalnego ministerstwa. Działało tylko w czasie kampanii prezydenckiej. Wtedy prezes przeszedł odmianę. Odrodził się, jak ten feniks z popiołów. Teraz pani minister miłości poszła w odstawkę wraz z Poncyliuszem.

Teraz wyszło szydło z worka. Worek co prawda kusy jakiś, skoro na wicemarszałka Sejmu prezes namaścił Kuchcińskiego posła porażającego swą inteligencją. Niech Schetyna ma przy sobie kogoś mądrego wreszcie, a nie tylko Zbychów, Rychów i oprychów! A Szydło to kobieta, która stała się wiceprzewodniczącą Partii. Taka królica z cylindra prezesa wyjęta, no bo jakoś Szydło zupełnie nie kojarzyło się z czymkolwiek znanym z czegokolwiek. Będzie teraz służyć do kłucia. Może przekłuje rozdęty do niemożliwości balon platformerski? Na drugiego wicka został namaszczony europoseł Ziobro. Też prawnik, jak prezes. Też wprawny w ekwilibrystyce myślowej i prawniczej. Z wielkimi osiągnięciami, nieco już zapomnianymi. Szybko się nam przypomni!

Ale wróćmy do zbrodni na myśli, jakiej na umysłach Polaków usiłuje dokonać prezes Mały Brat. Prezes podchwycił słowo rzucone przez policmajstra z Policji Myśli, posła Antoniego Macierewicza. Poseł powołał parlamentarną Komisję Myśli, która myśli, że jest komisją parlamentarną, bo złożona jest wyłącznie z członków jednej jedynej Partii. To nawet w stylu Oceanii… Komisja została poparta przez rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej. Właściwe rodziny, bo są też rodziny podatne na zbrodnię. Ich głosy zostaną najwyżej poddane ewaporacji!

Ciąg dalszy dopiero się zaczyna i potrwa długo!

My, Wrocławianie...

To słowa nieżyjącego już od kilku lat Jana Kaczmarka. Tak mi się wydaje. Próbowałem zweryfikować googlem i nie udało się.


My wrocławianie, my wrocławianie,
Jakby nie było jest nas wielu niesłychanie,
Przystojni panowie, piękne panie,
Mamy fason, styl i gest,
My wrocławianie tak jest.

Pan pyta skąd my co za pytanie?
My wrocławianie drogi panie wrocławianie
Przystojni chłopcy piękne panie
Mamy fason styl i gest
My wrocławianie
Tak jest!


Ta dumna piosenka nie mówi o durniach, którzy licznie zaśmiecają nasz gród swymi durnymi działaniami. To w kontekście smutnej informacji, którą znalazłem w Gazecie Wrocławskiej:


Co roku z kasy miejskiej wycieka milion złotych, które wydaje się na naprawianie szkód, zadanych naszemu miastu. Ta kasa miejska to tak naprawdę nasza własna wrocławska kieszeń. Straty są dużo większe, bo przecież codziennie mijamy dziesiątki albo i setki durnych murali, bohomazów, grafitti oraz bezmózgich ogłoszeń wlepianych wszędzie. Zakuwałbym w dyby pod pręgierzem na Rynku i pozwalał każdemu na sprejowanie durnych pleców oraz podplecków!

Oto najważniejszy fragment artykułu:

“Ranking najczęściej niszczonych miejsc:

1. Nowa kładka nad fosą przy placu Orląt Lwowskich. Wczoraj naliczyliśmy tam 4 rozbite szyby i trzy inne pomazane sprejem.

2. Fontanna w Rynku. Dwa razy wymieniano już tam szyby. Kilka razy trzeba było wypompować wodę i wypłukać całą misę fontanny.

3. Pomnik Fredry. Średnio raz na miesiąc z ręki hrabiego znika pióro (koszt wymiany to 475 zł), pomnik bywa także pomazany farbą.

4. Kule przy Świdnickiej. Jakiś czas temu jedną z kul upodobali sobie wandale, którzy kilka razy odrywali ją od nawierzchni ulicy. Nietrzeźwi dowcipnisie toczyli ją po ulicy Świdnickiej.

5. Fontanna przy placu Orląt Lwowskich. Dysza fontanny jest przez chuliganów ustawiana tak, by woda leciała na placyk, przez który przechodzą ludzie. Trzeba dodatkowo zapłacić obsłudze fontanny za regulację lub wymianę dyszy.

6. Wyspa Bielarska. Łupem wandali pada tutaj wyposażenie placu zabaw. Doszło do tego, że urzędnicy musieli usunąć miniwyciąg dla najmłodszych, który notorycznie był niszczony.

7. Księże Małe. Kilka razy wyrywano tutaj rośliny ozdobne z dużych wazonów, w końcu urzędnicy zdecydowali, że posadzą tam stokrotki, na razie są bezpieczne. Ale niedawno ktoś wyrwał deski z wiaty rowerowej.

8. Szermierz. Fontanna z figurką szermierza to ulubione miejsce dla studenckich wygłupów. Pływano już w niej nawet kajakiem. Ostatnio obrócono figurę szermierza o 180 stopni, raz wyrwano mu także szablę razem z rękojeścią. Koszt naprawy wyniósł prawie 1000 zł.

9. Park Południowy. W tym roku z parku zniknęło już kilka ławek. Najprawdopodobniej trafiły na czyjeś posesje, bo zostały usunięte tak, by za bardzo ich nie zniszczyć.

10. Park Nowowiejski. W tym roku w parku zniszczono kilka latarni. Miejskie służby musiały wymienić w nich klosze.


Jak Twoim zdaniem miasto powinno walczyć z wandalami? Czekamy na opinie!”



Opinia moja jest taka, że nie wygramy ze złem, tolerując je durnymi opisami o „małej społecznej szkodliwości”. To jest ogromna szkodliwość, bo jest to zbrodnia na naszej wspólnej przestrzeni publicznej, jest to oszpecanie naszego miasta, jego najpiękniejszych miejsc. Każdy wandalizm powinien być napiętnowany, a to robota dla nas wszystkich. Dla mieszkańców, rodziców, krewnych, księży na kazaniach, nauczycieli w szkołach, klubów kibica wszelkich sportów, harcerzy, samorządów mieszkańców, rad osiedli. Dla WSZYSTKICH!

21 lip 2010

Parlamentarna komisja i samozadowalanie się!

Zacznę od tytułowego rusycyzmu – przymiotnik ustawiłem na pierwszym miejscu z premedytacją orwellowską. Jeśli parlament jest miejscem, w którym znajdujemy wiele partii, to TA komisja jest zdumiewająca.

Zacznę jednak od pieca, czyli od Wiadomości TVP. Wczorajszy, z 20 lipca 2010, przekaz informacyjny (???) zaczęto od tej wiadomości. W kolejności jak podaję z pamięci. Najpierw, że POWSTAŁA komisja PARLAMENTARNA. Następnie podano, że zapisało się do niej (dziwny to tryb powstawania komisja – jakieś sejmowe pospolite ruszenie) PONAD STU posłów! Wielka więc grupa – ponad ćwiartka.

Dopiero teraz bąknięto, że są to posłowie z PiSu. Gdy już “ciemny lud” zanotował w swym bardzo małym rozumku przymiotnik pierwszoplanowy PARLAMENTARNA a w drugoplanowym, że PONAD SETKA POSŁÓW, to przyszła pora na trzeciorzędne informacje, że posłowie Platformy i SLD nie wyrazili chęci wzięcia udziału w pracach komisji. Możemy tylko z ubolewaniem westchnąć, że “widocznie nie zależy im na wyjaśnieniu przyczyn katastrofy smoleńskiej”, a może nawet mają jakiś interes w tym, by” nic nie wyjaśniono”.

Ostatnią informacją były spekulacje na temat tego, kto zostanie szefem tej samozwańczej, samorzutnej, albo powstałej z porywu serca, z konieczności dziejowej, z odpowiedzialności za losy Ojczyzny (proszę skreślić odpowiadające czytającym fragmenty i pozostawienie właściwych) KOMISJI. By nie trzymać widzów w zbyt długiej niepewności pokazywano posła Antoniego Macierewicza ze szczerym uśmiechem na zatroskanym obliczu. Poseł utrzymywał wzmiankowany uśmiech przez całe długie ujęcie, co jest dla mnie faktem niesamowitym, bo przyzwyczaiłem się do powagi a nawet tragizmu na jego sympatycznej niewątpliwie, choć nie dla mnie, twarzy…

Po cóż tak długi opis tak krótkiej informacji? Otóż dlatego, że była pierwszą, czyli zdaniem twórców, NAJWAŻNIEJSZĄ sprawą. Po drugie – moim zdaniem nie byłą to informacja, tylko MANIPULACJA pozorująca informację. Po trzecie – właśnie dostałem kolejne, coroczne wezwanie z Bydgoszczy, do uregulowania zadłużenia abonamentowego.

Szanowna TVP, dla mnie TVPiS, otóż dopóki będą mi serwowane takie “informacje”, tak PREPAROWANE, to ja NIE BĘDĘ płacił! Widocznie władze “niezależnej” telewizji wiedzą o moim nastawieniu, bo głośno cieszyły się, że wreszcie telewizja nazywająca siebie samą publiczną zarobiła kupę pieniędzy, dzięki mądrej pracy tychże władz. Niech więc sobie tkwi w tym radosnym samozadowoleniu…

ps. Zdumiała mnie Rzeczpospolita publikując komentarz Łukasza Warzechy. Wytłumaczeniem czy usprawiedliwieniem może być fakt, że >>Autor jest publicystą i komentatorem dziennika “Fakt”<<. Rzadko mi się zdarza w tak znaczącej części argumentów zgadzać się z panem Warzechą. Taki fakt...

17 lip 2010

Gejzer patriotyzmu

No i mamy EuroPride w Warszawie. Podobno osiem tysięcy osób wzięło udział. Gejów i lesbijek było mniej, bo postulaty odmiennych erotycznie popierali zwykli heterycy.

Dobrze, że jestem we Wrocławiu, bo nie miałem dylematu - iść, czy nie iść? Nie muszę zresztą chodzić na parady, by popierać postulaty, jeśli są takie:

"te dotyczące możliwości wspólnoty majątkowej, wspólnego rozliczania podatków z partnerem, sprawowania opieki nad dziećmi partnera czy prawa do decydowania o leczeniu nieprzytomnego partnera".

Było pięć kontrdemonstacji, w tym jedna łysych patriotów hajlujących praworęcznie, w skrócie Prawych. To nasze Gej-zery Patriotyzmu - wręcz gorące wytryski polskości w stylu germańsko-rzymskim. Być może gej-zery wystraszyły się tego, czego boi się poseł Jurek Marek albo Marek Jurek. Otóż jego zdaniem taka parada zagraża prawom człowieka. Paradne! Świętoszkowatość posła dwuimiennego na ogół mnie wzrusza, tak autentyczna się wydaje, ale tym razem poseł truchta w stronę osła mózgowo. Ja się nie obawiam o moje prawa człowieka z powodu, że Tomasz Raczek oddziedziczy majątek swego partnera czy odwrotnie. Nie wiem nawet, czy rodzina pana Raczka jest przychylna jego orientacji seksualnej, czy nie. Zupełnie mnie orientacja pana Raczka nie interesuje a tylko to, że życzę sobie, by pan Tomasz Raczek miał nie mniejsze prawa niż ja, i nie większe niż ja. Prawo powinno chronić ludzi niezależnie od ich orientacji seksualnej, bo orientacja jest czymś do tego stopnia prywatnym, że prawo nie powinno się nią zajmować. Zwłaszcza, gdy prawo chciałoby różnicować ludzi!

A pan poseł-oseł Jurek uważa, że prawo powinno gejów dyskryminować. "Według niego miejsce Polski powinno być po stronie krajów, które stoją na straży wartości chrześcijańskich." Ja nie chcę, by prawo jakoś specjalnie chroniło WC, bo powinno zajmować się człowiekiem, a nie jego wyznaniem czy orientacją.

Jedyne co mnie peszy, to adopcje dzieci przez gejów lub lesbijki. Peszy mnie, bo nie mam zbytnio twardego stanowiska w tej sprawie. Oczywiście, przeciwnicy wyobrażają sobie hodowlę małych zboczeńców przez dewiantów, co jest dla mnie piramidalnym trywializowaniem sprawy. W kraju, gdzie takie masy dzieci są katowane i molestowane przez swych rodziców o orientacji podstawowej, czyli hetero-alkoholowej, pary chcące takim dzieciom stworzyć normalny dom, nawet jeśli ciut odbiegający od norm WC, ale BEZ PRZEMOCY, za to z miłością? No, to JEST pytanie...

16 lip 2010

Dodam wredne pytania...

Teraz, gdy już wiemy, że Harcerstwo w wielkiej, młodzieżowej mądrości swojej, ów Krzyż postawiło, by wymusić w miejscu uczczonym tysiącami zniczy i fotografii żałobnych postawienie pomnika, może nawet POMNIKA, rodzą się we mnie wredne pytania:

- a co z Poniatowskim półgołym na koniu z mieczem też gołym?
- na co będzie wskazywał ten miecz?
- taki POMNIK to powinno być DZIEŁO - kto je zaprojektuje?
- no, więc konkurs?
- a może międzynarodowy konkurs?
- jednak nie, bo nie daj Bóg, jakby miał wygrać jaki Rusek, Żyd czy Niemiec?
- więc konkurs krajowy, albo wyłącznie dla artystów polskich?
- a kto do komisji konkursowej?
- jak wybrać taki sąd konkursowy?
- kto miałby zaszczyt tam zasiadać?
- a kto za żadne skarby nie powinien takiego konkursu zhańbić swą obecnością?
- więc może weryfikacja przez IPN?
- może też komisja Macierewicza oddelegowałaby kogoś?

A to dopiero początek pytań. Ech! Harcerze - niezły zapoczątkowaliście pasztet. Może się on okazać ciężkostrawny...

Wszystkie imiona moich kotów. Moich?

Koty bywają w mym domu od dawna. Teraz jest to brat i siostra - najlepszy wybór pod słońcem! Dlaczego? Nigdy się nie nudzą...



Imiona kocie? Teraz to Filomena i Felicjan. Pompatyczne? Filomena tak naprawdę pochodzi od kota Filemona, więc powinna się zwać Filemoną, ale Moje Panie lekko poprawiły. Felicjan dobrze pasował do Filomeny. Poza tym, jest zupełnym safandułą - jak Dulski. Mi się to podobało, bo od lat obserwuję karierę ślicznej włoskiej gitarzystki klasycznej Filomeny Moretti...



Przed rodzeństwem był Elvis. Też dęte? Był stuprocentowym mainecoonem i poprosiłem córki, by znalazły mu imię momentalnie kojarzące się ze Stanami Zjednoczonymi, krajem w którym powstała rasa tych wspaniałych i pracowitych kotów. Starsza powiedziała Elvis i to było to!



Przed Evisem była Fredka. Sama do nas przyszła. Stara ruda kocica. Akurat zmarł Freddie Mercury, którego lubiła moja Naj, więc tak ją nazwała. Fredka mieszka od lat po sąsiedzku, bo polubiła miskę Misia, psa sąsiadów, którego całkowicie zdominowała. Wkrótce i sąsiadów. Lekko przyszła - lekko poszła. Kotów się nie ma. To one mają nas!



A na początku była Kicia. Czarną znajdę znalazła Starsza, wracając ze szkoły. Ukrywała ją w pudełku po butach przez ponad tydzień, zanim się wydało. Akurat myślałem o kocie, bo po domu buszowała jesienna mysz, która przekradła się z ogrodu. Dopadłem ją w spiżarce, ale myśl o kocie pozostała. Więc Kicia też pozostała. Odeszła od nas, gdy w domu znalazła się Wiśka - szorstkowłosa jamniczka. Nie lubiła żywiołowego hałasu i psich dowodów czułości. Dwa domy dalej odkryła parę stęsknionych dzieciaków. Ich mama długo przepraszała, że Kicia do nich wywędrowała, ale ją przekonywałem, że koty same wybierają ludzi...


Konkluzja ostateczna? Chyba nasze koty dostają imiona kojarzące się z muzyką. Wprost lub pokrętnie. W końcu mruczą bardzo melodyjnie.

ps. z inspiracji Drugiej Strony...

15 lip 2010

Umrzeć ze śmiechu....

Na początek cytacik:

Zespół chce przesłuchać Tuska
Gazeta dowiedziała się też, że parlamentarny zespół ds. zbadania katastrofy smoleńskiej, który przed kilkoma dniami powołali posłowie PiS (akcesu do niego jak dotąd nie zgłosili posłowie innych ugrupowań), choć formalnie nie ma takich uprawnień, będzie chciał przesłuchać m.in. premiera Donalda Tuska.


Pan "Piękne Oczy" Macierewicz "będzie chciał"! No tarzać się po podłodze z nieheblowanych desek to mało! Antek zechce - Antek ma!

Postawię flaszkę, skrzyknę ludzi i też powołamy sobie komisję. I też będę chciał.

Megalomania Antoniego sięga paranoi. Gorzej, że w tej paranoi podtrzymują go towarzysze partyjni. Jaka partia - tacy towarzysze...

14 lip 2010

Jak nie wyląduję, to mnie zabiją!

Może takich słów bali się od wielu tygodni ci, którzy teraz atakują za:
- niekupienie nowych samolotów (a co? - sami kupili?),
- zostawienie Ciała w błocie oraz,
- zostawienie tegoż w ruskiej trumnie (powinni wiedzieć, że ruski to zupełnie co innego, niż rosyjski...),
- nie zrobili, a powinni pojechać od razu z polską trumną,
- widocznie wszyscy, którzy jechali tam po Katastrofie, powinni wziąć polskie trumny...


Niech więc Tusk zrobi rachunek sumienia, bo to on odpowiada za to, że w starym trupie, udającym samolot rządowy, zmusił Prezydenta do zmuszenia załogi do lądowania na lotnisku, na którym nie powinny nawet lądować kukuruźniki.

Meandry myślenia polityków PiSu są bardziej skomplikowane niż najbardziej zwinięte jelita najbardziej wielkiego słonia. Argumentacja godna sofistów. Jak powiedziałby Przemysław Gosiewski - "filipinka rzucona w szambo". Nie powie - przez Tuska. To, że Beata Kempa jest tępa, to wiedziałem. I tego mogłem się spodziewać, że poseł Brudziński najbrudniejszych chwytów się chwyci. Panie Brudziński - ruskie to mogą być pierogi. Trumny w Smoleńsku na pewno były rosyjskie!


p.s. Salon24 przebił głosami swych uczestników wszystko, co słyszałem z ust polityków PiSu! Wygląda na to, że ci politycy czytują S24 i po prostu zapożyczają sobie co bardziej odlotowe pomysły...

Droga krzyżowa

Po 10 kwietnia harcerze ustawili krzyż przed Pałacem Prezydenckim (ciekawe w sumie – zmyślni ci harcerze – krzyż solidny, duży - wykonać, wyszlifować, połączyć i umocować coś takiego na utwardzonym miejscu też niełatwo, ale widocznie zastosowano wiele umiejętności, za które dostaje się naszywki…)

Pod krzyżem gromadzili się żałobnicy, ciekawscy, turyści, cudzoziemcy, telewizje wszelkiej barwy oraz Jan Pospieszalski z kamerą i dobrym słowem.

Po miesiącu obchodzono pod nim miesięcznicę Katastrofy. Zaczęła się nowa świecka tradycja. Dwumiesięcznica, trójmiesięcznica...

Po kilku miesiącach rozstrzygnięte zostały wybory prezydenckie. Prezydentem został Gajowy – niegodny tego Pałacy i tego Krzyża. Dlatego Naród zażądał, by Krzyż pozostał a przed pomnikiem Poniatowskiego powstał Pomnik Ofiar Katastrofy.

Prezydent-elekt ogłasza, że przed Pałacem nie chce krzyża pamiątkowego, bo Pałac to urząd państwowy i te pe… Minister Ziobro w imieniu Narody żąda, by Krzyż pozostał. Domniemywam, żę Ziobro też chce, by Pałac stał się Muzeum Katastrofy, na dziedzińcu by ustawiono szczątki Tupolewa i wszyscy uczniowie obowiązkowo co najmniej raz w życiu przyjeżdżali do Muzeum uczyć się patriotyzmu. Ziobro jeszcze tego nie powiedziało, ale ja domniemywam, że by chciało.

Tak to wygląda w rozszerzeniu i wrednym okiem, ale mnie ogarnia wredota, gdy obserwuję ten cyrk martyrologiczno-polityczny! No i harcerze zepsuli zabawę POPiSowcom – powiedzieli, że to jest ich Krzyż, oni go postawili, więc oni go przekażą do kościoła Św. Krzyża, co się nazweniczo zgadza, albo do swiątyni Opatrzności Bożej, co już zgadza się nazewniczo dużo mniej.

I to by byó na tyle! Na razie…

11 lip 2010

Komorowski prezydentem bez serca

zawyrokowała posłanka bez mózgu…

Powinienem jednak coś dopisać do tego mal motu. Pani posłanka Nelly Rokita jest dla mnie niezwykłą zagadką. Jana Marii nigdy nie obdarzałem ani sympatią, ani zaufaniem. Może przeszkadzało mi w tym jego zadufanie. Wyczuwa się w nim momentalnie wysokie, pewnie nadmierne, mniemanie o sobie, co odbiera się od razu jako brak tegoż mniemania o nas, odbiorcach jego mądrości. I taka wyniesiona wysoko, na niebotyczne i nieosiagalne wyżyny intelektu postać dobrała sobie na towarzyszkę życia panią Nelly. W pierwszej chwili pomyślałem, że to kara za owe zadufanie. I od razu zjawiła się myśl wredna – jakim cudem taki Jan Maria zafundował sobie taką Nelly? A może to ona go wybrała i Jan M. nie miał nic do gadania?

Że takie zjawisko zjawiło się w sejmie to rozumiem – PiS chciało zagrać na nosie Platformie i Janowi M., więc gdy pani Nelly wpadło do głowy, że mogłaby być parlamentarzystką, to PiS skwapliwie przyhołubiło owo zjawisko. Teraz ma za swoje! W końcu Nelly miała prawo – w polskim parlamencie miewaliśmy takie zjawiska jak posłanki Samoobrony, jak posła Janowskiego (czekam na inne propopozycje oryginałów zdumiewających…), iż miała prawo pomyśleć, że się jakoś wtopi. Tyle, że inni zniknęli a ona pozostała. Głównie jako pokarm dla tabloidów i sieciowych pudelków i innych piesków…


Tyle napisałem w Poste-Restante im. Thomasa Pynchona. Jest to lekko otwarte blogowisko, mocniej zamknięte, niż lekko otwarte. Tam ostatnio bywam.

Przestałem za to bywać w Kontrowersjach, bo właściciel tego miejsca mnie usunął. Portal niereglamentowany Kontrowersje jest bardzo otwarty i każdy może tam pisać, o ile jest to coś, co podoba się właścicielowi, który sam siebie nazwał Matką Kurką. Być może nie spodobało mu się to, że kilkakroć nazwałem go Ojcem Kurkiem. Możliwe, że dodałem na dachu. Kurak, bo i tak bywa też nazywany przez spoufalonych blogerów, przed wyborami prezydenckimi przeżył odmianę na miarę Prezesa Jarosława. Z ostrego krytyka PiSu, gryzącego wrednym słowem, stał się admiratorem myśli politycznej żoliborskiego tytana. Starczy o drobiu...

Mamy więc za sobą wybory! Było nerwowo. Zwłaszcza w noc wyborczą po północy, gdy zliczono połowę oddanych głosów, i na krótko okazało się, że mamy prezydenta Kaczyńskiego. Jedna Monika przez to spać nie mogła!!! Widocznie nie dotrwała do 2 godziny, gdy już zliczono 95 % wyborczych kart, i odkryto sześcioprocentową przewagę Bronisława, przez niechętnych zwanego gajowym.

Właśnie niedawno zajrzałem do Salonu24 i wetknąłem nos w blog Kataryny. Dowiedziałem się, że ona nie pokocha nowego prezydenta. Nawet nie będzie miała dla niego szacunku! Pomyślałem sobie, jaka to tragedia dla Prezydenta i Polski. I przypomniałem sobie, że musiałem to przeżywać przez kilka lat. I jakoś przeżyłem. Kataryno - dasz radę!

Wróciłem do katarynobloga, by skopiować link, i okazało się, że mądrych przemyśleń ulubionej salonowej analityczki nie ma! Sama siebie skasowała! Pewnie obawiała się, że jej brak szacunku może okazać się zaraźliwy! Obawa musiała być na tyle silna, że Kataryna nie zapisała swych słów w miejscu prywatnym i autonomicznym, czyli u siebie...

Z czego płynie morał, że warto mieć swój kawałek podłogi!

ps. Chciałem wpis ten umieścić w Salonie24 i zupełnie jak z Kataryny wpisem miałem pecha - Salon24 wyparował! Nie sądzę, żeby na zawsze, ale przez kilka chwil jest niedostępny. O długości chwil się dowiemy...