Dwa tygodnie poza "Strachem"...
...i poza granicami chamopola. Niestety nie poświęciłem ich lekturze "Strachu" - zacząłem i po trzech dawkach zrobiłem przerwę. Lektura jest zbyt deprymująca, by ją kontynuować bez przerw. Czytałem wyłącznie polskie relacje, udokumentowane i dostępne w źródłach, które Gross dokładnie wypisuje w bibliografii.
Dokupiłem też książkę "antygrossowską" polskiego historyka Chodakiewicza "Po zagładzie" i odłożyłem na półkę. Dojdę do niej po "Strachu". Powoli mijają zaciekłe dyskusje i połajanki. Umilkły głosy typu "nie czytałem, ale swoje wiem..." Widocznie zainteresowani czytają.
Ja teraz czytam dziwną książkę. "Rockowy Armagedon" George'a R.R. Martina. Armagedon, oprócz ogólnie znanego znaczenia (ostateczna, decydująca walka, bitwa między siłami dobra i zła; przen. wielka, krwawa, wyniszczająca obie strony wojna) to także nazwa znakomitego zespołu rockowego (Armageddon), założonego przez byłego członka The Yardbirds Keitha Relfa, Martina Pugha ze Steamhammer, perkusistę Bobby'ego Caldwella, który nagrywał z Johnnym Winterem oraz basistę Lou Cennamo. Tylko jedna jedyna płyta pozostała po spotkaniu tych znakomitych muzyków. Pochodzi z 1975 roku.
Na książce zachęta samego Stephena Kinga: "najlepszy thriller o popkulturze, jaki dotąd napisano". To mi wystarczyło i nie trzeba mi było dodatku: "rock and roll - miłość i śmierć".
Rockkultura zwyciężyła historię i czytam o zakręconych losach grupy The Nazgul, przetykanych cytatami z tekstów piosenek takich wykonawców jak Beatlesi, Jefferson Airplane, Loving Spoonful, Greatful Dead czy Rolling Stones. Im i wielu jeszcze innym znakomitościom muzycznym autor dedykował książkę. To wszystko mnie zaintrygowało, przyciągnęło i wciągnęło...
Zgromadziłem duży stos książek, które czekają na swoją kolejkę. Nigdy nie wiadomo po którą sięgnę. Na razie zwyciężyła muzyka.
:)