31 maj 2007

Świetnie, że jest ś!

To śmiechu warte, że teraz świetnie się pisze - ożesz! Widocznie ktoś blogspotowi rzecz wyłuszczył i środki znaleźli, żeby zaradzić - śmiem żartować.

To dobrze, bo w Salonie24 zaczyna mi doskwierać prawomyślność i prawoskrętność. Za duży tłum i świrów też niemało. Zwłaszcza "zerowców", czyli takich, co własnych notek mają zero ale komentarzy setki i tysiące. Znaczy to, że niczego nie wydają z siebie oprócz komentowania, koMENDOwania, dogryzania, złośliwości i często chamskiej agresji.

To ja wolę elitarność PIĄTEJ WŁADZY, gdzie komentarzy kilka, kilkanaście ale notatki spokojne, wyważone i komentarze nieagresywne.

Od miesięcy tak lekko mi się nie pisało w blogspocie! I nic nie "wywaliło"...

Pozdrowienia i powodzenia wszystkim zrzeszonym w blogspocie i wszelkich innych blogach!

26 maj 2007

Szczęście...


25 maj 2007

F*** the British Army













F*** the British Army to utwór zespołu Irish Rovers, który poznałem przed wielu laty, gdy przyjaciel ze Stanów przysłał mi płytkę z wypaloną własnoręcznie składanką, którą zatytułował "Jotesz's Oldies - zbieranina".

Wśród wielu staroci był tam utwór zespołu The Scaffold "Lily The Pink" - stara melodia, dobra do zbiorowego śpiewania w pubach. Zespół pozostał we wdzięcznych wspomnieniach siwowłosych fanów znany z wykonania tej jednej sympatycznej piosenki i z tego, że śpiewał w nim brat Paula McCartney'a Michael, który dla niepoznaki występował jako Mike McGear .

Rudy, mój przyjaciel, dodał do zbiorku inną wersję tej pijackiej ballady, właśnie w korzennym wykonaniu Irlandzkich Rowerów, zespołu istniejącego nieprzerwanie od 1963 roku, zwanego chyba trochę na wyrost Beatlesami Irlandzkiego Rocka. I tak od ballady o Lydii Estes Pinkham, zielarce i bizneswomen (ciekawe czy wymyśliła mieszankę ziołową na leczenie kaca?) doszedłem do literki F z trzema gwiazdkami, dedykowanej brytyjskiej armii.

Kiedyś, na obozie wojskowym, wydałem jeden numer gazetki, który do dziś przechowuję jako cenny egzemplarz wspomnieniowy, poszukiwany onegdaj przez służbę wewnętrzną garnizonu w Gorzowie Wielkopolskim. Tam też było podobne hasło FTA, jak widać pozbawione brytyjskich konotacji. Był też rysunek fiuta na kaczych nogach, gdyż najbardziej nielubiany pułkownik nazywał się Kaczyński! Był rok 1972... Aż strach pomyśleć, jakie ten rysunek mógłby wywołać reakcje dziś!

Gdy piszę te słowa, gra mi Frank Zappa utwór "Fuck Yourdelf", i nie przebiera w słowach, szalejąc na gitarze. Ale o czym to ja chciałem napisać? No tak - miało być o tym, komu dziś bym taką czynność, jak w tytule, zadedykował...

ps. Whiskey In The Jar - sztandarowa ballada pijacka, rodem z irlandzkich pubów, też jest w repertuarze Irish Rovers, ale dla mnie najznakomitszym wykonaniem jest wersja Thin Lizzy z niezapomnianym śpiewem Philla Lynotta, po matce Irlandczyka a po ojcu Brazylijczyka.

23 maj 2007

Chrzanić politykę!




22 maj 2007

Wierzę Torańskiej...

...która napisała te słowa w dzisiejszej Gazecie Wyborczej:

"Czekałam od dwóch lat, kiedy z Ryszarda Kapuścińskiego zrobią agenta. On też prawdopodobnie czekał. Wciśnięci w ziemię zostali już jego przyjaciele, z którymi wyjeżdżał do Iranu i Afryki, opluto kolegów, z którymi się spotykał i pracował. Z IPN wypuszczano przecieki, że coś na niego jest, jakaś teczka. Gruba? Nie, ale ważna. Kapuścińskiego jeszcze oszczędzano. Trzymano zapewne na deser.

Jesienią po Warszawie chodziły słuchy, że publiczna telewizja szykuje wystrzałowy program o Kapuścińskim. Prawdziwe show dla gawiedzi. Pod hasłem, że prawda nas wyzwoli. Pokaże się wreszcie dowody, że nasz największy reporter, jeden z nielicznych pisarzy o międzynarodowej sławie nie taki znowu czysty i karierę, którą zrobił, zawdzięcza ubecji.Widzę, że w naszym społeczeństwie wyzwala się zło. Tym złem - czułam - Kapuściński był okrążany. Zadzwoniłam do niego. Czy chcesz porozmawiać o PRL? Nie.

Miał nieszczęście żyć - jak prawie 40 mln Polaków, także ja - w czasach niełaskawych dla człowieka i obywatela. I w państwie, którego nie wybieraliśmy. Rysiek chciał być wobec niego lojalny.Ale szczęście, że potrafił swoje doświadczenia i przemyślenia o systemie totalitarnym przenieść w obszar literatury. Dzięki niemu i jego książkom wielu z nas przeżyło tamte czasy lepiej, mądrzej i uczciwiej.

Był i jest dla mnie autorytetem. Kiedy w stanie wojennym szarpałam się z książką "Oni", szliśmy nad Wisłę i opowiadał mi o stalinowskich czasach, których nie przeżyłam świadomie. Także dzięki niemu moje rozmowy z komunistami były nie tylko oskarżeniem systemu, ale także próbą zrozumienia racji i powikłań naszej chorej historii.

Dzisiaj ta chora przeszłość dopadła go w naszej nie mniej chorej rzeczywistości, rządzonej papierami wydobytymi z IPN. Kolekcjonowanymi tam nie po to, by dokumentować historię, ale by szukać na ludzi haków i tymi hakami ich łamać.Mam osobiste obrzydzenie dla tych wszystkich czcicieli prawdy, prawa i sprawiedliwości, którzy - nie wiem już i nie rozumiem dla jakich celów - uważają, że wszyscy muszą wiedzieć o wszystkich, i dla których akta ubeckie są krynicą prawdy.To nie jest prawda, to są półprawdy. I ta zabawa półprawdami źle się skończy dla nas wszystkich."

Cywilizacja hien przypełza...
Ciekawe, czy tej aktywności "medialno-wystrzałowej" nie spowodowały takie poglądy:


"Dziś nie ma lewicy ani prawicy, są tylko ludzie o mentalności otwartej, liberalnej, chłonnej, zwróconej w przyszłość, oraz ludzie o mentalności zamkniętej, sekciarskiej, ciasnej, zwróconej w przeszłość".
(R. Kapuściński o współczesnej Polsce)

21 maj 2007

Plugawe hieny wypełzają z nor!

Teraz naprawdę umiera Ryszard Kapuściński i ludzie o wymiarach ok. 1,5 m mają duchową ucztę...

Zaczynają się wspominki, ilu genialnych pisarzy nie opublikowało ani słowa, by nie ulec systemowi zła. Co odważniejsi chwalą się swym patriotyzmem, polegającym na nieprzeczytaniu ani jednego słowa z książek Kapuścińskiego. Hieny czuły wrażliwym patriotycznym nosem, że skoro na pogrzebie pisarza była Kolęda Zaleska czy Lis to zmarły musiał być ubekiem. Najprzenikliwsi wepną pewnie plakietki "Nie płakałem po Kapuścińskim"!

Rodzi się cywilizacja hien...

20 maj 2007

Byłem na Blues Brothers Day!

Było to 19 maja 2007 od godziny 19...

Zaczęło się we wrocławskim Teatrze Polskim od powitania znakomitości obecnych (Dutkiewicz, Frasyniuk, Zdrojewski, były wojewoda Krochmal, Kieres i znakomity reżyser Sylwester Chęciński) i nieobecnych (wojewoda obecny i marszałek). Były kurtuazje, karesy i wspominki. Muzykę zainaugurował rówieśnik festiwalu, dziesięcioletni Tomek, śpiewając nalepowskiego klasyka „Kiedy byłem małym chłopcem, hej!”

Koncert rozpoczęła Aga Zaryan materiałem ze swej najnowszej, drugiej płyty. Towarzyszyło jej perfekcyjnie Trio Michała Tokaja. Trzy kwadranse minęły w słuchaniu świetnie interpretowanych jazzowych standardów – choć na mnie największe wrażenie wywarła cohenowska Zuzanna, wykonana w hipnotycznym rytmie, przywołująca w pamięci wykonanie Roberty Flack. Zaiste, jak powiedział animator i dusza Blues Brothers Day Zdzisław Smektała, wyrasta Aga Zaryan na pierwszą damę polskiej wokalistyki jazzowej.

Przerywnikiem były teatralne scenki ze starej powieści Smektały „Jazz Baba Ryba”, które sobie podarowałem, by poobserwować scenki kuluarowe. Serwowano kanapki w kształcie gitary, piwo i słone paluszki, koneserzy mocy mieli do dyspozycji solidny barek. Snuły się smakowite hostessy z tacami słodkości. Bilety dostosowane były do atrakcji – główną był rozlosowany w trakcie samochód – więc impreza to niemasowa lecz elitarna, obliczona na styk polityki i biznesu (coś dla Salonu24 do obwąchania) oraz muzyki, w założeniu bluesowej, w wykonaniu dużo szerszej repertuarowo.

Drugą Gwiazdą wieczoru okazał się zespół Krzak, którego wczesne analogi niedawno przestawiałem na półce, a który, ku memu zdumieniu, ciągle istnieje i to jak!!! Dobrze że stałem, bo chyba bym nie usiedział tej muzyki – od początku pełny czad, dynamit i wykop. Lider Jan Błędowski na skrzypcach szalał , balansując często na jednej nodze niczym Ian Anderson z Jethro Tull. Rozpoznawałem stare bardzo przeboje, które brzmiały jutrem. Zespół pruł do przodu jak taran rytmiczny, napędzany gościnnym basem Krzysztofa Ścierańskiego i karkołomną gitarą Leszka Windera. Zaczarowała mnie rockowa zaduma utworu dedykowanego, zmarłemu przed kilku laty basiście Krzaka, Jerzemu Kawalcowi i porwało latynoskie szaleństwo „Przewrotnej samby”, której nie powstydziłby się sam Santana! Dla mnie ta muzyka była jak połączenie wiolinistycznych fantazji Jerrego Goodmana w The Flock z santanowską sekcją rytmiczną! W hallu można było kupować nagrania zespołu z kilkunastopłytowej dyskografii. Z żalem pomyślałem, że muzyki tej nie ma w telewizji czy w radiu, pełnych chłamu wykonawców kolorowowłosych i silikonopierśnych. Dobrze, że są płyty i koncerty…

Gwoździem koncertu okazał się Suger Blue ze swym europejskim bandem. Ciemnoskóry Amerykanin rodem z Nowego Jorku występuje z włoskimi muzykami, wśród których wzrok przyciąga filigranowa basistka, hasająca po strunach niemal jak Ścierański. Moje serce łomotało zwłaszcza w rytm takich wiecznozielonych utworów jak blues Melvina Londona „Messin’ With The Kid”, nieśmiertelny „Hotchie Coochie Man” czy ukochany w mayallowskim wykonaniu „Help Me”, nie zapominając o „That’s All Wright” Jimmiego Rogera! Lider jest bogiem harmonijki ustnej, wyczyniającym na niej chwilami cyrkowe ekwilibrystyki, jak choćby w, wykonywanej na bis, solówce melodyjnie naśladującej rozpędzony ekspres, mknący przez prerie. Zakończeniem bluesowego święta był „Pontiac Blues” Sonnego Boya Williamsona, przy okazji którego Suger Blue opowiadał, po co amerykanom te ogromne samochody z tylnymi siedzeniami wielkości pokoju hotelowego.

Gdy wychodziłem, były dwa kwadranse po północy…

19 maj 2007

Paradny Czeczot

Parady równości nie były chyba problemem w 1992 roku, ale jakiś problem chyba był...



14 maj 2007

bez podpisu...


13 maj 2007

Antysemicie, co wdepnął w me życie
















Na początek cytat z
notki w Salonie24:
"Nie obraź się chłopie[1], ale twój tekst kupy sie nie trzyma jak cała publicystyka GW na temat antysemityzmu w Polsce.


Ty chcesz jakiegoś extra specjalnego traktowania ze strony Polaków z powodu holokaustu. Tylko dlaczego Polacy by mieli z tego powodu jakoś specjalnie cię traktować?[2] Z czego to miałoby wg. ciebie wynikać? Z poczucia winy za holokaust? Sprawcy i wykonawcy holokaustu czyli Niemcy tego poczucia winy nie maja do dziś, tak jak nie mają go w stosunku do Polaków, na których dopuścili się agresji w 1939r. rozpętując wojnę.


O co ci chodzi? Ma Polak na widok Żyda zdejmować czapkę z głowy i schodzić z chodnika na ulicę? Tak jak to robili Niemcy na widok sowieckiego sołdata.[3]


Coś ci się pokręciło. A stereotypy wobec różnych nacji sa na całym świecie i w każdym kraju. Nie możesz odmówić prawa do tego, że ktoś cie nie lubi.[4] Spraw by cie polubił. A takimi głupimi tekstami tylko sekundującymi cwaniakom z 'Holocaust Industry' (lic.poet. Normana Finkelsteina) sam stwarzasz sobie wrogów i masz później pretensje. Do kogo i o co? Przemysl to sobie dobrze, bo tymczasem razisz sieczką 'wyborczą', w której są nie tylko stereotypy, ale celowe kłamstwo.[5]


Zadałeś sobie chocby minimum trudu, by sprawdzić czy tezy publikowane przez Nowaka[6] są przez niego spreparowane czy wyssał je z palca? Z tego co czytałem opublikował też kilka artykułów, w których bronił Żydów. Ale ciebie to pewnie nie interesuje. Ciebie nic nie interesuje poza tym co przeczytasz w GW, TP[7] itp.


W tym kontekście przypomina mi sie "sprawa krzyży na żwirowisku" w Oświęcimiu[8] i hucpa tego rabina z Nowego Jorku, który wdrapywał sie na mur klasztoru karmelitanek (nb. tego hucpiarza Czesi w ogóle nie wpuścili do siebie i pognali go gdzie pieprz rośnie).Ataki w GW dosięgły nawet samego śp. Maksymiliana Kolbe (wyniesionego przez JPII na ołtarze jako świętego).


I to jest dziwne, że o tym za co Kolbe trafił do Oświęcimia można było przeczytać na stronach www Kongresu Żydów Amerykańskich i usłyszeć w nielubianym przez ciebie RM (jakaś współpraca? :-)))), ale nie można było przeczytać w GW i TP.Gwoli przypomnienia, trafił tam za ukrywanie 3000 Żydów w klasztorze, którego był przeorem[9].


Więc zacznij mysleć zanim znowu zaczniesz tokować za michnikowską 'żydokomuną'[10] (która tak naprawde jest odpowiedzialna za pogrom kielecki i sama padła ofiarą swoich kumpli z kompartii w 1968r.), a później będziesz skamlał, że cię Polacy nie lubią[11].


2007-05-12 20:52Londa 0/150”


Spróbuję tylko nisko ocenić fragmenty tego interesującego komentarza, które dla ułatwienia powiększyłem, wytłuściłem i nad którymi pochyliłem się z troską…


[1] Londo - Nie obraź się chłopie, ale twój tekst nie ma zdolności obrażenia mnie – o szczegółach poczytaj w kodeksie Boziewicza.

[2] Albo jesteś genialnym psychologiem-dedukcjonistą i wymarzonym materiałem na śledczego IPN albo nie masz podstawowych zdolności czytania ze zrozumieniem. Z czego wywnioskowałeś, że ja nie jestem Polakiem i czy teraz powinienem, jak premier Mazowiecki, uzyskać od swego biskupa świadectwo aryjskiego pochodzenia do kilkunastu pokoleń wstecz? Przy okazji – pewnie potrafisz mi powiedzieć, na ile pokoleń wstecz badania podejrzanych czyniły odpowiednie służby nazistowskich Niemiec.


[3] To zdanie zadziwiłoby samego Schopenhauera –chyba jest twoją własną wizją snu o tym „jak sobie Żydzi wyobrażają traktowanie antysemitów”.


[4] Wspomniana przeze mnie koleżanka lubiła mnie dalej – ona tylko hipotetycznie zakładała, że „gdybym był Żydem, to ona chyba by mniej mnie lubiła”. Gdybyś ty był moim kolegą, już byś mnie nie lubił, bo ty już wiesz, że ja jestem Żydem, żądającym od ciebie specjalnego traktowania. Widocznie ta koleżanka gorzej dedukowała…


[5] W swoich przykładach podałem drobne antysemityźmiki , które osobiście odnotowałem w moim bezpośrednim otoczeniu, specjalnie po to, by nikt mi nie zarzucił kłamstwa – Ty okleiłeś mnie Gazetą Wyborczą, by przykleić mi jej domniemane kłamstwa i stereotypy. Dla mnie to jest ten sam typ traktowania oponenta, jak ustawienie go po tej stronie barykady, gdzie stało zomo. Nie obraź się chłopie, ale twoja argumentacja kupy się nie trzyma.


[6] Będąc przy Jerzym Robercie Nowaku to przyznam, że nie trafiłem na teksty, w których broniłby Żydów – miałem tego pecha, że trafiałem wyłącznie na te antysemickie. Cierniowym ukoronowaniem mego pecha było natrafienie na listę Żydów, podających się za Polaków, w której wymieniony był także Jerzy Robert Nowak. Znajdował się zresztą w zupełnie ciekawym towarzystwie Obu Braci oraz wielu purpuratów. Cała twoja retoryka przypomina mi to, co przeczytałem w Wikipedii: „Przedstawiciele partii skrajnie prawicowych oraz katolicko-narodowych, a także niektóre konserwatywne środowiska Polonii amerykańskiej oraz Radio Maryja bronią z kolei Nowaka, oskarżając nieprzychylnych mu komentatorów o antypolonizm i o stosowanie zasad poprawności politycznej.”


[7] Ciekawe i stereotypowe jest połączenie przez ciebie GW z TP – czy to nie te środowiska, opisane powyżej, z lubością łączą oba te tytuły? Rzeczywiście nie interesuje mnie czytywanie Bubla, ND czy słuchanie RM i oglądanie TVTr., choć czytuję dużo więcej niż GW i TP, między którym zresztą znajduję masę wyraźnych różnic. Jedno, co je łączy to zwracanie się do ludzi myślących.


[8] „Sprawa krzyży na żwirowisku w Oświęcimiu” nie jest żadnym kontekstem z moim tekstem – każdy ma takie konteksty, na jakie zasłużył i jakie go męczą…


[9] Chętnie skorzystam z twojej wiedzy i poszerzę swą wiedzę o klasztorze, w którym ukryto 3000 Żydów. To musiała być imponująca budowla, o której jako architekt zaiste nie słyszałem. Kubaturowo pewnie przypominał ten na Monte Cassino, choć ten włoski też nigdy nie mieścił tysięcy mieszkańców.


[10] „Tokowanie za michnikowską żydokomuną” jest chorym odczytaniem mojej krótkiej wypowiedzi na temat antysemityzmu – mógłbym chyba twoją wypowiedź potraktować jako chore tokowanie przeciw twojej osobistej wizji michnikowskiej żydokomuny.


[11] To że jeden Polak – Londa – mnie nie lubi, nie jest dla mnie żadnym powodem do zmartwienia. Odczytanie moich słów jako skamlania jest prywatną sprawą Polaka Londy, jego delikatności, szerokiej tolerancji oraz stanu umysłu. Mogę tylko Londzie życzyć „więcej zacznij myśleć zanim znowu zaczniesz komentować”. I to by było na tyle…


Na koniec zadedykuję ci zdanie z ciekawego tekstu:


"Moje rozważania na temat antysemityzmu chciałabym rozpocząć cytatem autorstwa Ludwika Hirszfelda:

Największą tragedią Żydów jest nie to, że ich antysemita nienawidzi, ale to, że łagodni i dobrzy ludzie mówią "Porządny człowiek, chociaż Żyd."


Właśnie taki rodzaj antysemityzmu wydaje mi się szczególnie niebezpieczny, głównie dlatego, że trudno z nim walczyć. Jest on silnie zakorzeniony i, co najgorsze, wielu ludzi nie widzi w nim nic złego. "Ja nie mam nic przeciw tym Żydkom", mówią. Często nie uważają się nawet za antysemitów.

ps. I po raz kolejny wklejam rysunek Andrzeja Czeczota, który od 1992 roku nic nie stracił na świeżości. Dzięki takim Polakom jak Londa będzie ten rysunek aktualny po wsze czasy...

11 maj 2007

Adam Michnik we Wrocławiu

"Polskie rozrachunki, czyli dlaczego Tadeusz Kościuszko nie mógł zasnąć", to temat wykładu redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej", na który organizatorzy zapraszają 17 maja o godz. 17 do sali im. Unii Europejskiej na Wydziale Prawa, Administracji i Ekonomii Uniwersytetu Wrocławskiego przy ul. Uniwersyteckiej 7/10.

Wizyta Michnika to kolejne spotkanie w ramach cyklu „Gość »Gazety« na Uniwersytecie Wrocławskim”. Zaprasza się na nie ludzi, którzy odcisnęli trwałe piętno na współczesnej historii Polski, jej życiu kulturalnym, politycznym i intelektualnym. Spotkania cyklu zawsze maja charakter otwarty. Można na nie przyjść prosto z ulicy, bez specjalnego zaproszenia. Organizatorom zależy na szerokiej, otwartej, publicznej debacie.

Tak będzie i tym razem.
Wszyscy wrocławianie są zaproszeni na uniwersytet.

7 maj 2007

Polak - Węgier, dwa bratanki?

To pytanie będziemy sobie zadawać w najbliższych miesiącach, obserwując nowego prezydenta Francji. Nicolas Paul Stéphane Sarközy de Nagy-Bocsa jest po ojcu Węgrem. Ciekawe ile Węgra pozostało w nowym lokatorze Pałacu Elizejskiego?

Na Plac du Tertre pewnie nic ta zmiana nie wniosła. Tłumy turystów gapią się na paryskich malarzy i pacykarzy. Euro trzyma się mocno. Paryż wart mszy...

4 maj 2007

Burza w Salonie24...


Kiedyś popełniłem rysunek, który pasuje jak ulał...

3 maj 2007

Żegnaj Elvisie!

















Był z nami kilka lat, od parotygodniowego kociego dzieciństwa. Amerykański Maine Coon, rodem z Wrocławia. Córki miały mu nadać imię momentalnie kojarzące się z Ameryką. Stał się Elvisem. Popularnie zwany był Niuniusiem. Jeszcze w sobotę wieczorem przyszedł po dobowej nieobecności. Pomiauczał trochę, napił się wody i znowu gdzieś zniknął. Teraz wiem, że przyszedł się pożegnać. Dziś znalazłem go za płotem, pod gęstymi ligustrami. Nawet nie wiemy, czy został otruty, czy zatruł się czymś przypadkiem, czy jakaś nagła choroba go uśmierciła. Posadziłem na nim wielką kępę host. Będą się teraz smutno kojarzyć. Latem zakwitną...