28 lut 2007

Nadchodzi drugi Holocaust

Poczytałem sobie "Przekrój". To tygodnik, który lubię przeglądać, bo zapewnia mi często dobrą rozrywkę. Rozrywka w postaci przekrojowych krzyżówek często jest dla mnie za dobra. Ale dzisiaj artykuł w "Przekroju" mnie przeraził. Zacytuję tylko fragment, choć w pierwszej chwili chciałem wkleić cały kobylasty tekst...

...Rakiety Szahab III i IV polecą w stronę Tel Awiwu, Beer Szewy, Hajfy i Jerozolimy. Celem ataku będzie także sześć izraelskich baz lotniczych, w których znajduje się (podobno) broń jądrowa. Część rakiet będzie uzbrojona w głowice nuklearne, inne będą zawierać ładunki biologiczne lub chemiczne albo stare gazety. Wszystko po to, by zdezorientować izraelskie baterie przeciwlotnicze i oddziały Gwardii Narodowej.

Przy kraju rozmiarów Izraela cztery lub pięć rakiet wystarczy. Izrael zniknie z mapy. Milion lub więcej mieszkańców metropolii Tel Awiw-Jafa i Jerozolimy umrze w chwili ataku. Miliony zapadną na chorobę popromienną. Izrael ma około siedmiu milionów mieszkańców...

27 lut 2007

Telewizja ponownie zdobyta!

Nie pierwsza to twierdza poprzedniej RP, zdobyta przez 4erpe, i to juz powtórnie. Po stanowisku premierowskim i paru ministerstwach znowu została odzyskana tuba propagandowa władzy. Odzyskana z łap człówieka, którego 4erpe postawiła na stanowisku, któremu zaufała i który się nie sprawdził.

Prezes Wildstein się nie sprawdził - się zgadzał na niedopuszczalne praktyki, się przyglądał zuchwalstwu i samodzielności dziennikarzy. No więc się przejechał!

A jaki będzie prezes tymczasowy? Jaką telewizję zacznie tworzyć człowiek z dworu prezydenta? Się samo nasuwa - dworską. Mam tylko małą nadzieję, że nie zacznie robić telewizji folwarcznej, w której widywać będę nadmiernie opalone lico byłego kierownika pegeeru. Może też nie będzie to telewizja strasząca młodzież końską twarzą, która i tak już ministerialnie młodzież męczy pomysłami wszechróżnymi...

A czymże ja się zamartwiam? I tak już niemal nie oglądam tej przesyconej reklamami drętwej naśladowczyni komercyjnych stacji. No i nie opłacam z własnej kieszeni medialnej przybudówki partii rządzącej. Ale rząd się sam wyżywi, jak mawiał Urban. Teraz rząd się sam pochwali, jak się chyba nawet Urbanowi nie śniło... Urbański da radę i się sprawdzi!

26 lut 2007

Z kim najchętniej poszlibyśmy na piwo

Dziś tytuł i poniższy fragment to cytaty z Gazety Wyborczej, bardzo popularnej wśród wielu blogerów z powodu zupełnie "niesalonowych" za to wielce zajadłych ocen. Od siebie dodam, że chętnie zaprosiłbym na kolejkę gości z innych miast, choć w zasadzie sam nie chadzam...

Nasz sondaż pozwala wskazać kilka ośrodków, które rozwijają się harmonijnie - są nie tylko dynamiczne, ale także przyjazne mieszkańcom i stwarzają im dobre perspektywy: to Kraków, Wrocław i Poznań, w mniejszym stopniu Gdańsk. Tutaj łatwo o pracę, mniejsze znaczenie mają przy jej zdobywaniu znajomości, świetna jest oferta edukacyjna i kulturalna, a ludzie mają dobre charaktery.

Krakowianie i wrocławianie uchodzą w całym kraju za najlepszych kompanów - z nimi najchętniej poszlibyśmy się zabawić, oni postawiliby innym kolejkę.

I jeszcze fragment artykułu z wrocławskiej mutacji GW – sam bym się wstydził pewnie tak zachwalać nasze miasto, ale jak inni nas chwalą to i ja mogę się trochę puszyć...

Jacy są sami wrocławianie? O sobie mówimy niemal w samych superlatywach. Jesteśmy więc: hojni, gościnni, uprzejmi, przedsiębiorczy, wrażliwi i przystojni. Mamy poczucie humoru i fantazję, ale lubimy omijać przepisy (to akurat cecha wszystkich Polaków). Słowem - prawdziwie słowiańska dusza.

Nasz optymizm najwyraźniej jest zaraźliwy, ponieważ jesteśmy (my i Wrocław) bardzo dobrze postrzegani przez innych rodaków. Nawet gdy w jakiejś kategorii nie wygrywamy, to zawsze stajemy na podium.

Prawie połowa badanych Polaków za najładniejsze miasto uważa Kraków, ale zaraz na drugim miejscu jest Wrocław. Wybrał nas co piąty respondent, a mieszkańcy Gorzowa, Szczecina i Zielonej Góry stawiają nas niemal na równi z królewskim grodem.

Howgh!

22 lut 2007

Darmowe liczniki?

Liczyłem odwiedziny z ciekawości. Korzystałem z licznika MicroStatic – najmniejszego, zupełnego micro i zupełnie darmowego. Darmowość skończyła się dziś na liczbie odwiedzin 2500 z hakiem. Darmowość była pozorna, bo pod licznikiem była aktywna nazwa firmy – obejrzało ją sobie ćwierć tysiąca ludzi, każdy mógł kliknąć na logo i wejść na stronę „darmowego dawcy liczni(cz)ka”. Było miło – się skończyło!

Od dziś korzystam z uprzejmości firmy darmoweliczniki. Przy cyferkach nie ma nawet loga – imponująca skromność! Liczba odwiedzin jest jednak aktywna - po najechaniu na nią i kliknięciu można trafić wprost do dawcy. Zobaczymy, do jakiej ilości odwiedzin dotrwamy w darmowości...

Pozdrowienia dla wszystkich odwiedzających.

21 lut 2007

Dzień Języka Ojczystego

Dzień jest patriotyczny wielce i powinien być hucznie albo chociaż szumnie obchodzony przez Władze Ojczyzny. Gazety sieciowe, poza Gazetą Wyborczą, nawet o nim nie bąknęły. Rządzący nie odtrąbili, jak bardzo dbają o tę opokę patriotyzmu - o język ojczysty. Nie wspomina się dzieci z Wrześni ani Latarnika...

Może dlatego, że "wadza" raczej nie może świecić przykładem, zwłaszcza że na szczytach władzy słyszymy najbardziej niezaszczytne przykłady niechlujstwa językowego i błędnej a nawet karykaturalnej wymowy. Dziennikarze też się nie palą do propagowania Dnia, bo sami mają wory grzeszków i grzechów.

Zacytuję więc z artykułu GW tylko Wszechedukatora Romana Giertycha: „Na gruzach Okrągłego Stołu zbudujemy IV RP”. "Filipinki" posła Gosiewskiego nie wypada chyba w tym dniu przypominać, bo to w końcu wtręt z greki. Ale czyż języki klasyczne oraz mowa sąsiadów i europejskich potęg nie wzbogacały naszej polszczyzny? Bo że nie ubogacały, to jestem pewien.

Zubożają nasz język parlamentarzyści niedouczeni i dziennikarze niestaranni. W tym dniu życzę im, by tego nie robili!

20 lut 2007

Gdy żyły dinozaury... – dodatek lustracyjny

Czasy takie przyszły, że należy się głęboko zastanowić, czy nie jest się na jakiejś liście umieszczonej w jakiejś teczce. O tym, że teczka może spoczywać w jakiejś szafie nie ma nawet co wspominać. Niech spoczywa w spokoju! W jakimś pokoju...

Pierwsze, co mi przychodzi do głowy, to to, że jotesz jest odnotowany gdzieś w Rosji! W 1972 roku był w składzie grupy studenckiej, która pojechała na wymianę do Leningradu. Pojechaliśmy na obóz budowlany a wylądowaliśmy w obozie komsomolskim! A Komsomoł to był Komunisticzieskij Sajuz Maładioży, czyli Komunistyczny Związek Młodzieży. Żeby pogrążyć nas w niedźwiedzich objęciach Czeka, KGB, GRU i innych tajnych służb, wydano nam legitymacje Komsomołu!

Legitymacja wyglądała tak: kartonik, zgięty w połowie, koloru oczywiście czerwonego. Na pierwszej stronie odznaka komsomolska, z profilem dziadka w czapce z daszkiem, ze spiczastą bródką na dole profilu – to ów Lenin, dziś coraz bardziej wstydliwie zapominany. Słusznie! Dokument był czasowy, ważny tylko na czas naszego uczestnictwa i pracy obozowej. Przez długie lata uchowała się, przekładana z kupki na kupkę, aż trafiła do śmieci widocznie, bo jej od dawna nie widziałem. Może zresztą została wykradziona przez tajne służby wrednego autoramentu i czeka na czasy, gdy zostanę ważną figurą polityczną, rządową, urzędową, samorządową... Niedoczekanie!

Drugi kontakt to kontakt z osławioną Służbą Bezpieczeństwa! Właśnie Tą SB! Byłem jednym z nieszczęśliwców, którzy regularnie i każdego roku narażali się na te kontakty, występując o przyznanie paszportu. Nieszczęśliwcy wypełniali wielostronicowe podania z masą rubryk, pełnych dociekliwych pytań, zwłaszcza o posiadanie rodziny za granicą. Zwłaszcza - zwłaszcza na Zachodzie! Potem te kilkustronicowe płachty należało złożyć w okienku, do którego prowadziła wielogodzinna, spocona i zdenerwowana kolejka. Dołączyć należało wiele zdjęć z odpowiednim ułożeniem ucha, półprofilu albo ćwierć półprzodu. Do tego znaczki opłaty i zaświadczenia. No i wyobrażane sobie przez nas podejrzenia, utrudnienia i powody. Powody dla których odmawiano wydania paszportu, jeśli już istniał albo wykonania paszportu po raz pierwszy. Powody skryte były pod jednym paragrafem – takim peerelowskim „paragrafem 22” – nazwano je „ważne sprawy państwowe” (albo coś podobnie ogólne, nijakie i autorytarne).

Nieszczęśliwcy niekiedy stawali się szczęśliwcami. Gdy dostawali zawiadomienie, by stawić się po odbiór paszportu. Odbierało się go po odstaniu w wielogodzinnej, spoconej i zadowolonej kolejce. Tyle, że po mym pierwszym studenckim wyjeździe do Francji mama oznajmiła mi, że spotkała na mieście Zbyszka, który pytał, jak mi się podobało na Zachodzie. Okazało się, że to daleki krewny – jego ojciec i mój to byli bodajże bracia stryjeczni albo cioteczni. Zbyszek zaś pracował od jakiegoś czasu w Biurze Paszportowym. Głupota obywateli, tumanionych przez komunę była zaś tak wielka, że nie wiedzieli oni tak na co dzień, że Biuro Paszportowe to wyłączny folwark SB. Ja też nie wiedziałem ani się do tej wiedzy zbytnio nie garnąłem...

Po dwóch czy trzech wyjazdach „na Zachód” zadzwonił kiedyś kuzyn, by poprosić mnie o przyjście do biura i porozmawianie z kolegą, na co się zgodziłem, bo nie wiedziałem, że nie powinienem się zgadzać. Zbyszek przed spotkaniem uspokoił mnie, żebym się niczego nie obawiał, ale nie opowiadał nikomu o tym. Spotkanie nastąpiło w gmachu Biura Paszportowego, który był też od zawsze gmachem komendy wojewódzkiej milicji obywatelskiej. Pokoik był mały, urządzony jedynie stolikiem i dwoma krzesłami. Stolik był pusty – nie stała na nim lampka z silną żarówką!

Wszedł młody, wysoki, wysportowany koleś w markowych dżinsach i eleganckim polo „z pewexu”. Koleś sam nawiązał od razu do moich wyjazdów studenckich, ale interesowało go tylko, czy nikt ze mną nie próbował się kontaktować i wypytywać o cokolwiek. Ze smutkiem w głosie poinformowałem go, że nikt nie wyraził zainteresowania mą nieciekawą osobą, nikt mnie nie kaptował, werbował ani w żaden sposób nie molestował.

Na tej pierwszej odpowiedzi rozmowa się zakończyła, ku memu niedosytowi... Nie próbowano mnie namawiać do zwracania uwagi na cokolwiek w przyszłości, nie próbowano mnie pytać o nastroje wśród znajomych, kolegów, nie podpisywałem niczego – raczej kompletne olanie. Może zawdzięczam to spokrewnieniu ze Zbyszkiem? Później domyślałem się, że musiał być porucznikiem, może kapitanem... Do majora pewnie nie doszedł, bo za Solidarności z milicji i paszportówki odszedł. Służba ta rodziła bardzo młodych emerytów...

Teraz jednak rodzi się we mnie niepokój, spowodowany różnymi TW, KO, HGW i innymi tajnymi skrótami. A jeśli Koleś sobie dofantazjował opis spotkania ze mną? Jeśli je twórczo ubogacił, tfu –wzbogacił! Potem papiery poszły tam, gdzie powinny, czyli do pieca. Ale zestawienie „kontaktów” pozostało, skserowane zresztą, bo oryginały w innym pudle spalono.

Ale po chwili przychodzi spokój – na szczęście WSI nic ze mną nie próbowały. No bo wyjazdy do rodziny na wsi to chyba jeszcze nie podpadają pod żadną nielegalną współpracę?

19 lut 2007

Nagroda dla Kołakowskiego w Jerozolimie

Pozwalam sobie dziś zaprezentować cała notatkę prasową z Gazety, która korzystała, jak widać, z serwisu PAP.
Zamieszczam wiadomość o tej imprezie, bo jest interesująca z kilku powodów. Prezentuje naszą książkę w kraju w którym wielu ludzi było od pokoleń zainteresowanych naszą literaturą, kraju ludzi, których przodkowie często byli tej naszej literatury najwybitniejszymi twórcami. Prezentowani są autorzy dla mnie ważni - z tej trójki najwyżej sobie cenię Andrzeja Sapkowskiego. No i na tych targach pracuje moja córką, którą serdecznie pozdrawiam i której zazdroszczę tych ciekawych dni i ciekawych spotkań...

PAP

W niedzielę zaczynają się 23. Międzynarodowe Targi Książki w Jerozolimie. Tego dnia Wielką Nagrodę Jerozolimską otrzyma prof. Leszek Kołakowski.

Kołakowski będzie drugim polskim laureatem tej nagrody - po Zbigniewie Herbercie, który otrzymał ją w 1991 r. Wyróżnienie to przyznawane jest od 1963 r. pisarzom, których "dzieła odnoszą się do zagadnień ludzkiej wolności, polityki i sprawowania władzy". Wśród nagrodzonych znaleźli się do tej pory m.in. Susan Sontag, Jorge Luis Borges, Eugene Ionesco, Milan Kundera.

Jerozolimskie targi odbywają się co dwa lata. Gośćmi targów będzie w tym roku trójka polskich pisarzy: Olga Tokarczuk, Andrzej Sapkowski i Paweł Smoleński. Ich przyjazd to rodzaj preludium do Roku Polskiego, jakim ogłoszono w Izraelu 2008 rok.

Tokarczuk zaprezentuje m.in. swoją najnowszą książkę "Anna Inn w grobowcach świata", która wpisuje się w wielki międzynarodowy projekt wydawniczy, w ramach którego wybrani pisarze z pięciu kontynentów na nowo interpretują starożytne mity.

Powieści fantasy Andrzeja Sapkowskiego znane są na całym świecie, również w Izraelu, choć do tej pory żadna z nich nie została przetłumaczona na hebrajski (są czytane w przekładach na język rosyjski).

Paweł Smoleński jest autorem zbioru reportaży o problemach współczesnego Izraela "Izrael już nie frunie".

Góra urodziła mysz...

Błysło! Hukło! Szczygło obwieściło! Wedle raportu o likwidacji WSI prezydent Wałęsa jest zdrajcą - tyle wyczytało Szczygło. Góra urodziła mysz a mysz pisła - z błyskiem i hukiem...

Legenda "zdradzonej Solidarności" się zeźliła i nazwała Lecha Prezydenta Polski (i wszystkich Polaków?) Kaczyńskiego tak, jak nazwała, za co już grozi kilka legendarnych procesów o obrazę głowy Polski. Zwykłe słowo "dureń" stało się kamieniem obrazy 4erpe.

Ziobro zaczęło, Szczygło skończyło - fajny tydzień mieliśmy. A jakie fajne nas czekają... Teraz będziemy oglądać sądowe weryfikacje "rewelacji" raportu, który wPiSuje się w permanentne już "puszczanie antów".

Szczygło będzie znajdowało zdrajców w armii, Ziobro będzie odkrywało porażających łapowników w armijnej służbie zdrowia. Nareszcie państwo się nam wyczyści..

Nijako się te nazwiska odmieniają, nijako się czuję, gdy owe nazwiska działają.

15 lut 2007

Zdornienia chwilowo permanentnego ciąg dalszy...


CBA walczy i zwalcza! Jak na superspecgigafajną jednostkę antykorupcyjną ten pierwszy medialny sukces jest porażający!

Brakowało mi tylko wyprowadzania skutego chirurga w białym kitlu przez zamaskowanych na czarno robokopów z CBŚ. Skucie powinno być plecowe, z przytrzymywaniem wierzchu głowy przy wsadzaniu do radiowozu.

Teraz pora na architektów-łapówkarzy, potem rybaków dalekomorskich... Centralne Biuro Antykorupcyjne czuwa!

Wydawało mi się jednak, że powoływano je do wykrywania i niszczenia korupcji na szczytach władzy, na styku polityki i biznesu... A tu rach ciach - cios w serce korupcji kardiochirurgicznej. Chirurgiczna precyzja specjednostki - jak się patrzy, to serce rośnie i nie grozi mu operacja w Klinice MSWiA. A skąd zresztą wziąłbym krowę?

Przy okazji drobny prztyczek w nos byłego ministra MSWiA - pod nosem miał TAKĄ aferę i nie wyniuchał. A CBA wyniuchało! Oj Dornie, Dornie... Ziobro mogło ogłosić, odtrąbić i ucieszyć Naród w telewizji - "dowody mamy NA RAZIE na jedno zabójstwo!. Nawet profesor minister Religa dał się ponieść fali bojowego entuzjazmu - "dranie i świnie" pasowały do jego ust, jak kardiochirurgia do gumiaków Leppera.

Panem ec cicrecensem! To jeszcze tylko chleba rzucić motłochowi... Smacznego!

ps. Przypomniała mi się "sprawa lekarzy kremlowskich" - czy ten Mirosław G., zwany w mediach rządowych Garlickim, nie jest przypadkiem Żydem?

ps.ps. W przytulnej ciszy, obok szumu medialnego spowodowanego GIGANTYCZNĄ aferą korupcyjną, w której wyłudzano od NFZ po STO TYSIĘCY złotych za niepotrzebne operacje, przemyka drobna sprawa 12 milionów...

14 lut 2007

Muzyka łagodzi obyczaje?

Zawsze dodaję ten znak zapytania, bo nie do końca wierzę w prawdziwość tego banalnego powiedzonka. Choć chciałbym wierzyć...

Ostatnio odkryłem empetrójki i przekonałem się, że to nie takie zupełne dno dźwiękowe. Można za to w tym formacie wyszukiwać w dżungli wszechświatowej sieci różne rarytasy i rzadkości, w tym muzykę, z którą sam od strasznie dawna nie miałem do czynienia i myślałem, że nigdy już ona do mnie nie wróci.

Takim odzyskanym choć trochę muzykiem jest Airto Moreira, perkusjonista z Brazylii, który od początku lat siedemdziesiątych osiadł ze swą żoną, znakomitą wokalistką Florą Purim, w USA. Tam oboje uczestniczyli w nagraniu jednej z najważniejszych jazzowych, i nie tylko, płyt XX wieku, albumu Chicka Corei "Return To Forever".

Napisałem perkusjonista, bo pasuje mi to odróżnienie specjalisty od wszelakich "przeszkadzajek", stukanek, pocieraczek, dzwonków owczych, krowich i mysich, od zwyczajnego perkusisty, który wali w mniejszy lub większy zestaw bębnów i okrągłych blach. Anglicy to mają łatwo - u nich perkusista to drummer, czyli bębniarz a perkusjonista to percussionist. My musimy kombinować. Tak jak Airto Moreira, który pozostaje dla mnie do dziś niezrównanym kombinatorem-specjalistą od bajkowych zabaw dźwiękiem, brzmieniem i rytmem.

Znałem tak naprawdę tylko trzy jego płyty, z początku lat siedemdziesiątych: Free, Virgin Land i Identity, ale do dziś nagrywa i występuje, choć z dala od Polski. Najbliżej będzie niezadługo we Włoszech - 7 marca w Instituto Italiano del Design, Bicocca University (Workshop + solo concert). Szkoda, że to daleko od Wrocławia...

12 lut 2007

Mogłoby dojść do rękoczynów!

Gdyby na szczyt do Monachium pojechał nasz Prezydent lub Premier, mogłoby dojść do rękoczynów w stosunku do Prezydenta Putina - to obwieścił zdumionemu światu Marek Szef Klubu PiS Kuchciński. Sam to słyszałem w radiu, jadąc rano do pracy!

Dobrze, że nie pojechał nikt od nas, bo mogłoby być źle! Putin jest byłym szpiegiem, szkolonym również do walki wręcz, wnóż i wgłów, zna karate, jest świetnie wysportowany i zwinny.

Mogłoby dojść do patroszenia drobiu i dania w rodzaju kaczka po pekińsku, a raczej po monachijsku. Przepraszam osoby wrażliwe, za takie porównania, ale szef klubu parlamentarnego nikogo nie przepraszał, wygłaszając ze śmiertelną powagą takie farmazony i duby smalone.

9 lut 2007

Oddaję głos...

wrocławianom, którzy masowo pisali, co myślą o elpeerowskich wytryskach intektualnych, a zwłaszcza o pomyśle odebrania Janowi Brzechwie ulicy:

No i ul. Dmowskiego, bo chciał nas sprzedać Rosjanom? Czy te prawicowe przygłupy nie znają swojego idola?

od kiedy to, jakiś Dobrosz ma tupet orzekać na ile był wartościowym człowiekiem Kruczkowski, Brzechwa czy Roosevelt? a coś ty niby zrobił człowieku w swym żałosnym życiu wartościowego, oprócz oczywiście tego, co zrobiłeś ze strachu?

No cóż kolejny "rewolucyjny" pomysł w ramach budowy IV RP. Mam nadzieję, że pomysł jednak padnie, tak samo jak parę innych wspieranych przez przewodnią siłę.

Zlikwidować Piłsudskiego. Rozwodnik nie może być patronem ulicy, co to za przykład?? Ponadto usunąć wszystkich obcobrzmiących: Dubois, Joliot-Curie, Skłodowska-Curie, Pasteur, Liske, Chopin, Bach, Stein. Czy już nie ma prawdziwych Polaków do patronowania? Przecież nawet nie zawsze wiadomo jak to wymówić. Ponadto Czerwonego Krzyża - toż to bluźnierstwo, Czerwony jest komunistyczny, Krzyż jest katolicki.

No i jeszcze usunąć pl. Solidarności bo jednoznacznie kojarzy się z tamtym okresem, nieważne jak się kojarzy, ale komuś coś się odwidzi i przez chwilę przeleci mu przez głowę myśl o PRL-u. A to już jest niedopuszczalne i za to powinni wieszać sic. Do tego należy usunąć jeszcze: Komandorską - bo tam w PRLu chodziło się na lody

Panie Boże Najmiłościwszy Chociaż Najwyraźniej Nie Najmiłosierniejszy czy naprawdę we wszechświecie całym nie było stosowniejszego miejsca na wysiew i hodowlę kretynów???

Proponuje nazwać szalet miejski na Placu Wolności imieniem Roberta Tomczyka, ponieważ kojarzony jest z czystoscią.

Rety, na 322 575 km2 zgromadziliśmy największą ilość debili i oszołomów naświecie... Wstyd, wstyd, wstyd...

Prosze o zmiane nazwy ulicy ;Na ostatnim groszu; ta nazwa jest beznadziejna.

Proponuję nadać jednej z ulic nazwę "Kameleonów Politycznych". W taki sposób Janusz Dobrosz i jemu podobni też będą mieli swą ulicę. Dla przypomnienia - Dobrosz zanim został członkiem arcykatolickiej Ligi Polskich Rodzin był działaczem młodzieżówki arcyPRLowskiego Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. Kiedy podrósł, został działaczem owego ZSL-u, który go wylansował na posła. Potem się przepoczwarzył razem ze swą partią na PSL. Kiedy PSL stracił szanse wyborcze, opuścił je jak szczur tonący okręt i zapisał się do LPR-u. Teraz kiedy z kolei LPR tonie, to pan Dobrosz robi wokół siebie wrzawę tylko po to, żeby się przenieść do jakiejś "nośnej" partii, która zaniesie go znowu do parlamentu. To są jego motywy, a nie jakieś rzekome czy prawdziwe resztówki po komuniźmie, do których ma zapewne nawet trochę sentymentu.
Dawać , robić zmiany, nie ma ulic takich jak: Wesołego Romka, Antka Policmajstra, Dobrosza Zmieniacza Partyj, Profesora Leppera, Dr. Maksymiuka. Tylko kto chciałby na nich mieszkać ?

Hmmmm Pan Debi... przepraszam Dobrosz nigdy nie pojmie że Wrocław to takie miasto gdzie obok pomnika Stalina może stanąć pomnik Papieża - a każdy mieszkaniec będzie chodził tam gdzie chce. To się nazywa tolerancja Panie D. Niech Pan sobie robi tą IV RP z daleka od naszego miasta. A w dodatku, czy któryś z was, partyjnych pajaców, pomyślał że we Wrocławiu są ważniejsze sprawy do sfinansowania niż zmiana ulic? Dzieci ze szpitala chronić!!! A nie marnować pieniądze podatnika na takie głupoty. A pomyślał krócyś z was, że to nie tylko koszt wymiany tabliczek ale... mieszkańcy muszą wyrobić sobie nowe dowody osobiste (bo na plastikach adresu sie nie zmienia), firmy wyrobić nowe pieczątki, wizytówki, foldery itp, trzeba pozgłaszać zmiane do banków, operatorów telefonicznych, urzędów itd... I po co? Dla jakiejś głupawej zemsty po latach? A kto za to zapłaci?!?!?! LPR?????

A oto fanom Brzechwy przypominam jego Koreańską piosenkę:
Korci Mac Arthura,
Choć nią Truman straszy
Cierpnie na nim skóra,
Bo choć i bezpiecznie
Siedzieć w Ameryce,
Wciąż mu norymberskie
Śnią się szubienice.
Lud przy KimIr senie
Stoi niewzruszenie.

Niestety, Brzechwa, autor wspaniałych wierszy i bajek dla dzieci, w czasie stalinizmu, z wielką gorliwością pisał służalczestalinowskie wiersze. Jako zdrajców opisywał akowców oraz tych co zostali na emigracji (tzn.częstokroć uratowali w ten sposób swoje życie) Przykłady wierszy poniżej.
"Marsz" J. Brzechwa
Bije godzina niezapomniana
zakręt historii - druga zmiana
Trzeba zwycięstwu drogę torować,
Marsz rozpoczęty, Partio prowadź!...
Chowa spekulant worki w sklepie,
Kołtun z trwogi pacierze klepie...
Wiedźmy po domach straszą dzieci,
Masła nie ma, wzięli "Sowieci"...
Pasibrzuch wiejski chłopów judzi
Na Sybir będą wywozić ludzi
Żyje, mąci, knowa podziemie,
Walka trwa dalej, wróg nie drzemie,
Kto nie z nami, będzie z nami,
Kto przeciw nam - piła go złamie!
Który tam? Z drogi. Partia kroczy,
Twoja partia ludu roboczy
Wspólnie pracować, wspólnie budować
maszerować! Partio, prowadź

I jeszcze fragment z wiersza "Głos Ameryki":
(...) Leżą imperialiści na pokładach yachtów,
Chcą agresji, chcą wojny, zyskownych konszachtów,
A tu Apel Sztokholmski: stek złośliwych szykan!
Kwakrzy i metodyści liczą na Watykan,
Watykan cud uczyni i Hitlera wskrzesi,
Wiedział Hitler, co warci Polacy i Czesi,
Wiedział, jak trzeba walczyć z czerwoną zakałą.

Jestem zawiedziony propozycja tylko zmiany nazw ulic. Proponuję odbieranie
niesłusznie przyznanych tytułów naukowych. Przykładowo proponuję odebrać tytuł doktora niejakiemu Lechowi K. za cytowanie klasyków marksizmu-leninizmu w pracy doktorskiej.

Za "Kaczkę dziwaczkę" Brzechwie ulica w IV RP zdecydowanie nie przysługuje. Na dodatek był Polakiem pochodzenia żydowskiego oraz napisał m.in. takie wywrotowe teksty jak "Ptasie plotki", "Szelmostwa lisa Witalisa", "Śmiechu warte" oraz "Oblicza zmyślone". Podejrzana wydaje sie też jego przyjaźń z grafikiem Janem Marcinem Szancerem, który ilustrował jego książki.

Idiota z encyklopedią

Idiota z encyklopedią jest równie niebezpieczny jak małpa z brzytwą! We Wrocławiu, o czym, jako wrocławianin, ze smutkiem się dowiaduję, takim Intelektualistą Inaczej okazał się Norbert Tomczyk - prezes mikrowydawnictwa jakiegośtam.

Ów II (Intelektualista Inaczej) dowiedział się z encyklopedii o haniebnej przeszłości Jana Brzechwy - otóż ten łże Polak w czasach stalinowskich pisywał wiersze socrealistyczne! Może nawet napisał coś w stylu "towarzysz Stalin, co usta słodsze ma od malin"? Za owe zbrodnicze wierszyki nasz wrocławski II domaga się zmiany ulicy Jana Brzechwy na ulicę Andersa. Logiczniej byłoby chyba na Andersena - też w końcu bajkopisarz. Ale licho wie, co mógłby znaleźć na Hansa Christiana nasz nadodrzański lustrator-encyklopedysta...

Pomysł popiera były poseł ZSLu i PSLu - Janusz Dobrosz, wicemarszałek Sejmu z ramienia LPR i cała wrocławska LPR, "bo jest klimat sprzyjający takim inicjatywom"... Niedawno gdzieś w Polsce szkoła chciała sobie nadać imię Jana Brzechwy i oczywiście znalazła się banda idiotów w radzie gminy, która tę inicjatywę z przyczyn ideologiczno-rasowych też chciała utrącić, ale dzieci i ich rodzice obronili bajkopisarza przed głosicielami politycznego bajdurzenia.

Mam nadzieję, że Wrocław, ta twierdza otwartości i wielokulturowości, nasze Miasto Spotkań, obroni się przed bełkotem idiotów. Mam nadzieję, że we Wrocławiu jest zbyt dobry klimat na takie zatęchłe smrodki!

8 lut 2007

Zdornienia ciąg dalszy...

Trzeci bliźniak, najwierniejszy z wiernych, stary towarzysz broni, definitor wykształciuchów, biorący w kamasze, najlepszy poseł, znakomity parlamentarzysta, rymujący bajkopisarz, Żelazny Ludwik - to są imiona wicepremiera, który już nie nadaje się na ministra spraw wewnętrznych...

Na wicepremiera ciągle się nadaje!

Dziwi też pogłoska, która SKĄDŚ wyszła, że ministerstwo spraw wewnętrznych oferowano J.M.Rokicie! Przecież od tego, co jakoby robił, gorsze były tylko mordy. Na szczęście, póki co, JMR wśród obecnie władających nie lubi zwłaszcza dwóch mord...

To oblicza warchoła i chochoła - warchoł zajmuje się nadmiarem warchlaków nieudolnie a chochoł tańczy swój chocholi taniec Świętego Wita w sklepie z porcelaną, jakim jest resort edukacji.

Cdn...

7 lut 2007

Zgłupiałem ze zdziwienia...

...tym Dornem. Może powinienem napisać, że zdorniałem?

Że się Radek mógł narazić - rozumiem. Poszedł w odstawkę i już.
Ale co z tym Dornem? Się naraził też? Pokpiwał sobie przy znajomych i Chłopaki Antka doniosły do Braci Bliźniaczych? Odechciało mu się? Może chce do Plarformy, do Tuska?
Może miał przy BB
kompleks niższości???


Kto następny do jednodniowej sensacji? Kto chce mieć swoje warholowskie 5 minut?

Chyba zacznę pisać o muzyce albo powrócę do wspomnień.
Żydzi mieli rację z tym przekleństwem;
"obyś żył w ciekawych czasach"!

6 lut 2007

CIEKAWE PROPORCJE

W dwadzieścia dni odwiedziło chamopole niemal 1400 wędrowców, co daje dobową średnia ok. 70 wizyt. Niemal żaden z zaglądających nie zostawił komentarza...

Co z tego można wnioskować?

  1. Prawie wszyscy zgadzają się z moimi poglądami, opiniami i ocenami, dlatego nie komentują, bo po co?
  2. Prawie wszyscy uważają, że to co zobaczyli czy przeczytali nie jest ciekawe i nie warto marnować pisaniny, by to wyrazić. Jednak musiałoby to oznaczać, że napływają tu ciągle nowi zainteresowani, którzy momentalnie stają się niezainteresowanymi.
  3. Prawie wszyscy skaczą z bloga na blog dla samej przyjemności (?) skakania, nie przywiązując uwagi do przeskakiwanych miejsc.

Jeśli są jeszcze jakieś inne motywacje to proszę o podpowiedź, bo moje dedukowanie się wyczerpało...

Radek nie poradził!


I Herkules dupa, gdy wrogów kupa! Nec Hercules contra plures po rzymsku, ale w polskim wydaniu...

Radosław Minister Obrony Sikorski podał się do dymisji. Powodem było nieprzyjęcie przez premiera podania o dymisję Antoniego Wiceministra Do Spraw Rozpieprzania Wywiadu Wojskowego Macierewicza, tytularnego podwładnego ministra. Tym razem nie było wypuszczania antka – wystarczył drobny smrodliwy dymek. Był skutkiem zadawnionego od dłuższego czasu iskrzenia pomiędzy obu panami. Tytularna podległość była podległością fikcyjną a taki rodzaj podległości nie mieści się strukturach obronnych. Taki rodzaj podległości mieści się za to w głowach Premiera i Prezydenta.


Proud Twins (Dumni Bliźniacy) nie mogli w tym sporze wybrać polityka eleganckiego, perfekcyjnie władającego angielskim i lubianego przez media, zagranicznych polityków i krajowy plebs – zbyt odstawał od standardów, przez Nich wyznaczanych. W 4erpe normą staje się brak elegancji, dotyczący szerokich dziedzin życia społecznego, politycznego. Dobry polityk jest wypierany przez gorszego polityka. Kopernikańska reguła, dotycząca pieniędzy zeszła pod strzechy. Wybrali Antka Policmajstra, specjalistę od puszczania antków, średnio eleganckiego, zwłaszcza w sposobie uprawiania polityki i zupełnie nielubianego przez media oraz przypadkowe społeczeństwo.

Dobrze jednak, że nie wybrali na ministra zastępcy ministra tylko kogoś innego. Wybrali „męską fotygę”, czyli prezydenckiego przybocznego - następcą Sikorskiego ma być obecny szef Kancelarii Prezydenta Andrzej Szczygło, który wcześniej pełnił już funkcję wiceministra obrony. Choć nie orzeł ci on czy jastrząb albo sokół, ale zawsze „coś z ptaszków”, więc może wykaże się jakąś lotnością. Oby nie był tylko ptaszkiem w klatce, śpiewającym słodko, ku zadowoleniu swych Panów.


Z ostatniej chwili dochodzą słuchy, że „skrót myślowy” też niedługo poda się do dymisji. Oby się spełniły, choć Gosiewski dementuje...

5 lut 2007

Dziadek do orzechów



Dziadek do orzechów, czyli balet do muzyki Piotra Czajkowskiego, to dobra odtrutka na dzisiejsze czasy, przepełnione polityką w wydaniu marnym, niby szambo wypływające spod klapy.

Opera Wrocławska wreszcie gra we własnym budynku, szacownym, zabytkowym i odresturowanym w kilkunastoletnim remoncie. Wielką zasługą dyrektorki Pani Ewy Michnik jest to, że przez te lata tułaczki zdołała utrzymać zespół w komplecie. Mniejszym lub większym... Muzycy może się wykruszyli, bo do baletu słychać muzykę odtwarzaną z aparatury a z programu nijak nie można się dowiedzieć, kto nagrał to, co jest odtwarzane. Może Berlińczycy, może Wiedeńczycy a może miejscowi?

Balet tańczył dość klasycznie, co jako nieznawca mogłem wywnioskować, porównując z nagraniem na dvd, dostępnym w kioskach. Londyńczycy z Covent Garden tańczyli dość podobnie, może w tle mieli bardziej wystawne dekoracje. Balet Królewski może więcej niż balet finansowany przez marszałka województwa dolnośląskiego.

Wieczór baletowy zakończyłem oglądaniem trzeciej inscenizacji w telewizji mezzo. Ten francuski kanał często pokazuje balet i na ogół w dość nowoczesnych a niekiedy nawet awangardowych wykonaniach. Spektakl przygotował zespół Opery w Lyonie w 2001 roku. Choreografię przygotowała Dominique Boivin i było to przezabawne połączenie tańca klasycznego, akrobatycznego i nowoczesnego w oszczędnych i pomysłowych dekoracjach.

Po takiej dawce baletu nie miałem już sił ani chęci, by oglądać codzienne zapasy naszych asów polityki, czego wszystkim życzę!

2 lut 2007

Bardzo mi miło!


Bardzo mi miło, że dzięki Salonowi24 mogłem dotrzeć do bloga na którym są smakowite rysunki, z bohaterami, których autor darzy uczuciem podobnym do mojego, jak się domyślam...

Zawisza nie złamie prawa!


Na Zawiszy można polegać jak na Zawiszy! Nie złamie prawa!
Jeśli wykonuje obowiązki przewodniczącego komisji sejmowej do spraw bankowych, nawet jeśli jakiś tam trybunał uznał, że powołano ją wbrew prawu czy konstytucji, to nie może nie przyjmować zapłaty za przewodniczenie komisji, która nic nie robi i nikogo nie przesłuchuje. Nazbierało się tej godziwej zapłaty ponad 7 tysiączków - należy się! Pozostali czterej ciężko harujący członkowie po niemal piątalku tysiączaków - razem cuś kole 27 tysięcy, jak powiedzieli by bezrobotni z nabożnym podziwem... Tanie państwo!

W ten sam dzionek media zachłystują się komorniczym zaborem miesięcznej dawki NFZ we wrocławskim szpitalu klinicznym, który chyba zbankrutował w wyniku nienaprawienia sytuacji w polskiej służbie zdrowia. Pani profesor kliniki hematologii dziecięcej ma w szpitalu ponad 150 dzieci chorych na białaczki i inne nowotwory. Mówi o tym, że dotychczas tylko komornik zabrał półtora miliona za robotę zwaną egzekucją komorniczą i wszystko to w zgodzie z prawem. Komornik też nie łamie prawa, jak Zawisza! Sąd wydał wyrok a on ten wyrok egzekwuje, dlatego czynność nazywa się egzekucją. Nazwa właściwa, bo w wyniku tej egzekucji kilka dzieciaków może ponieść śmierć... Jak egzekucja, to egzekucja! Jak państwo prawa i sprawiedliwości, to prawa należy przestrzegać! I forsę brać, bo niebranie forsy byłoby prawa łamaniem i ze sprawiedliwości naigrywaniem się!

Dobrze, że jeszcze nie mam wnuków a moje dzieci już za stare na leczenie w klinice hematologii dziecięcej. Jeśli zachorują, to może będą leczone w Anglii, Iralandii albo innym kraju, który wybiorą, bo kraj w którym poseł Zawisza stanowi prawo a potem robi wszystko, co umie, by prawa nie łamać, czyli bierze godną zapłatę godnie, to nie jest kraj, w którym chciałyby żyć moje dzieci. Dobrze, że mądrzy młodzi ludzie wymyślili komunikatory, Skype, Jajah i inne sposoby na niwelowanie odległości...